Do zdarzenia doszło w niedzielę wieczorem. Rozpędzony samochód wjechał w jadącego poboczem 26-letniego rowerzystę. Chłopak w wyniku uderzenia wyleciał kilka metrów w powietrze. Pomimo reanimacji, mężczyzna zmarł.

Całe zdarzenie widział prezydent Nowej Soli.

Reklama

- To są ułamki sekund. Widziałem zatrzymujące się samochody, ludzie, którzy biegli do chłopaka. Krzyknąłem do żony: "Wykręć 112" i bez namysłu ruszyłem za kierowcą. Pomyślałem: trzeba łapać tego bydlaka. Nie jestem ratownikiem medycznym, nie jestem w stanie ofierze pomóc, ale sprawca ucieka. Trzeba go zatrzymać - opowiada Wadim Tyszkiewicz w rozmowie z Gazeta.pl.

Przypomina sobie, że kierowca był cholernie agresywny. Wyszedł z auta chwiejnym krokiem. - Wiedzieliśmy już, że jest w sztok pijany. Żona zaczęła krzyczeć: "Ty morderco, zabiłeś chłopaka". A on bezczelnie, że to nie nasza sprawa. Syn zaczął straszyć, że naśle skarbówkę. Nie wiem, może ojciec jest urzędnikiem - dodaje.

Teraz przekonuje, że skoro młotek, siekiera mogą być narzędziami zbrodni, dlaczego nie może być nim dwutonowe auto w rękach pijanego kierowcy.

- Tak, to są zabójcy. Wypadki się zdarzają, ale jeśli sprawca ma 2,6 promila alkoholu we krwi, to jest zabójcą - mówi.

- Dzwonią do mnie koledzy politycy, nie będę wymieniał z nazwiska, i mówią: "a wiesz, mi też się kiedyś zdarzyło jechać, ale już nie będę", albo, że wiedzą, że ten Kowalski lubi tak robić, ale już mu na to nie pozwolą. Chyba coś się zmieniło - kwituje.