Według austriackiej gazety Jan Kulczyk, po tym jak w 2014 roku poddał się w Nowym Jorku eksperymentalnej metodzie leczenia raka prostaty, wrócił w tym roku do Austrii, by poddać się zabiegowi limfadenektomii - opisuje "Fakt".
Chciał mieć pewność, że wszystkie komórki rakowe zostały usunięte - mówi Faktowi osoba z otoczenia miliardera. Podczas tego zabiegu - podobno prostego - doszło jednak do komplikacji. Operacja miała trwać półtorej godziny, ale przeciągnęła się niemal do sześciu. "Heute" pisze, że w tym czasie doszło do uszkodzenia jednej z tętnic udowych Kulczyka, a do akcji zaangażowano chirurga naczyniowego.
Biznesmen zmarł 29 lipca "w wyniku powikłań pooperacyjnych".
W całej tej historii, o której pisze "Fakt", spisku doszukuje się "Fronda". Można jednak zapytać, czy za śmiercią Kulczyka nie stoi Rosja - czytamy na stronie.
Wiedeń jest od zawsze polem gry wywiadów różnych państw, w tym Rosji. Nigdzie tak łatwo nie można dopaść konkurenta w interesach, jak właśnie tam. Wejście Kulczyka w branże związane z dostarczaniem ropy naftowej na rynki europejskie, mogło być wystarczającym powodem, by Moskwa wyeliminowała swojego konkurenta. Spotkanie Kulczyka z rosyjskim agentem Ałganowem, mogło nie być jego ostatnim spotkaniem… z rosyjskim agentem w ogóle. Ostatnie spotkanie z rosyjskimi służbami Kulczyk mógł odbyć bezwiednie właśni w wiedeńskiej klinice - snuje teorie katolicki serwis internetowy.