Łuczak-Surówka zareagowała na wypowiedź Małgorzaty Merty, która w wywiadzie w RMF FM zasugerowała, że żona oficera BOR może się mylić, dlatego "nie uszanuje żadnego oporu przed otwieraniem grobu". - Zachodzi bardzo poważne domniemanie, że wdowa po oficerze BOR-u niekoniecznie chroni w tym swoim grobie akurat swojego męża. Bardzo możliwe, że chroni mojego. A do tego nie ma prawa. Nie uszanuję żadnego oporu przed otwieraniem grobu - mówiła Merta.
Proponuję, by Pani Merta nie posługiwała się moim nazwiskiem ani porównywaniami do mojej osoby. Po ekshumacji mojego męża, której zamierzam dopilnować choćby sama stojąc koło jego ciała, mogę ją oskarżyć o zniesławienie. I wierzcie mi Państwo, że jeśli Pani Merta jeszcze raz użyje mojego nazwiska w jakiejkolwiek wypowiedzi uczynię to. Pani Merta lat temu 6 miała bowiem czelność powiedzieć mi prosto w twarz, że "mąż do mnie dzwonił po katastrofie" bo tak napisała "Gazeta Polska"... i musiałam jej wyjaśniać nie tylko, że nie jest to prawda (chyba, że to do niej dzwonił), ale jaka jest różnica w języku polskim pomiędzy trybem orzekającym a przypuszczającym... i nigdy jej tego nie zapomnę. Ani tych słów ani lekceważącego spojrzenia. Proponuje zająć się swoim mężem, tym bardziej, że na jego ekshumację wyraża zgodę - odpowiada Mercie Łuczak-Surówka.
Łuczak-Surówka wyjaśnia przy okazji, że nikt z kancelarii premiera, ani z MSWiA, do nie dzwonił i nie kontaktował się.
24 listopada Radio ZET podało, że z wdową po oficerze BOR miała się spotkać Beata Kempa, szefowa kancelarii premier Beaty Szydło. Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji chce pomóc Krystynie Łuczak-Surówce i przyznać jej rentę. Prezes Rady Ministrów zawsze może przyznać rentę specjalną. Mogę powiedzieć, że gdybyśmy wtedy rządzili, to ta pani nie zostałaby zostawiona sama sobie - miał zadeklarować minister Mariusz Błaszczak.