Już kilkudziesięciu starostów z zachodniej i południowej Polski dostało pisma z Wojewódzkich Sztabów Wojskowych w sprawie obywateli polskich innej narodowości - donosi RMF FM. Wojsko chce informacji o integracji tych ludzi ze społeczeństwem, ich poziomu życia, głównych problemów oraz formalnych i nieformalnych przywódców organizacji różnych grup etnicznych. Do tego domagają się informacji z analizy środowiska informacyjnego w tym lokalnej prasy, radia, telewizji i działających stron internetowych oraz podatności. Oprócz tego polecenie dotyczy przekazywania informacji o podatności tych mediów na różnego rodzaju wpływy. Samorządy mają czas na odpowiedź na te pytania do września.
Dlaczego wojsko zbiera te dane? Wszelkie działania realizowane są w ramach obowiązujących norm prawnych - odpowiada Sztab Generalny rozgłośni. Sztab tłumaczy też, że chodzi o utrzymywanie stałej gotowości obronnej. Oficerowie dodają, że zbieranie danych ma charakter statystyczny, ilościowy i jakościowy oraz cechuje je dbałość o zachowanie danych wrażliwych.
Sprawę ostro komentuje były szef MON, Tomasz Siemoniak. Wojsko nie potrzebuje informacji jakiej narodowości są obywatele Polski na danym terenie. Wojsko ma ich wszystkich chronić przed zagrożeniami zewnętrznymi. Właśnie obywateli polskich, niezależnie od tego jakiej są narodowości - powiedział. Dodał, że - jego zdaniem - takie postępowanie może łamać konstytucję. Równie wściekły jest Piotr Tyma, prezes Związku Ukraińców w Polsce. To forma napiętnowania. Wydzielenia z obywateli. Tylko ze względu na to, że np. ktoś jest aktywny w środowisku mniejszości, podważa się jego lojalność wobec państwa polskiego - powiedział. Jego zdaniem pojawiają się pytania o to, czy niechęć wobec cudzoziemców nie przechodzi na poziom państwowy i nie zmienia się w nienawiść sterowaną, zarządzaną i wzbudzaną przez instytucje państwa. Stwierdził, że cała sytuacja przypomina mu najgorsze praktyki z czasów PRL.