Organizatorami marszu była Młodzież Wszechpolska i Ruch Narodowy. Ich zwolennicy spotkali się 6 maja na Placu Sejmu Śląskiego pod pomnikiem Wojciecha Korfantego. Mieli polskie flagi oraz transparenty z hasłami "Polski honor śląska duma". Wśród nich znalazło się kilka osób z zasłoniętymi twarzami i hasłem "White boys". Na placu gromadzili się szybko kontrmanifestanci, którzy w przeciwieństwie do narodowców, nie dostali zgody na zgromadzenie. Wystąpili o nią zbyt późno.
Gdy pochód ruszył, policja musiała cały czas odgradzać obie grupy. Sytuacja stawała się coraz bardziej napięta, padały wulgarne słowa i groźby. W końcu Marcin Krupa, prezydent Katowic, zdecydował o rozwiązaniu zgromadzenia motywując ten krok troską o bezpieczeństwo i zdrowie mieszkańców. Policja musiała użyć siły, bo uczestnicy manifestacji nie chcieli się rozejść. Organizatorzy zaskarżyli decyzję prezydenta do sądu. Teraz nie kryją zadowolenia z wyroku. - Przywraca dobre imię Młodzieży Wszechpolskiej - przekonuje Paweł Mazur, rzecznik prasowy okręgu śląskiego MW. - Już po raz kolejny wygraliśmy z prezydentem Krupą. Kręcił podczas tego procesu, nie mówił do końca prawdy. Dlatego złożymy do prokuratury zawiadomienie o możliwości popełnienia przez niego przestępstwa. Chodzi o składanie fałszywych zeznań.
Prezydent podczas procesu podtrzymywał, że decyzja o rozwiązaniu marszu była zasadna ze względów bezpieczeństwa. Zeznający policjanci potwierdzili, że istniała groźba siłowej konfrontacji manifestantów i ich przeciwników, co zagrażało zdrowiu wszystkich. - Katowice od zawsze były miastem dialogu. Ale nie ma mojej zgody na manifestowanie ideologii godzącej w prawa i wolność innych ludzi - przekonywał już po decyzji sądu prezydent Krupa. Zapowiedział też apelację od dzisiejszego wyroku.