Bogdan Borusewicz w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" oskarża ks. Henryka Jankowskiego o to, że był agentem SB. Jego zdaniem, to właśnie duchowny "nakręcił" konflikt między Anną Walentynowicz a Lechem Wałęsą. Z niepokojem obserwowałem narastający konflikt między Lechem Wałęsą i Anną Walentynowicz. Szybkość i gwałtowność narastania tego konfliktu wskazywała mi, że za tym stoi bezpieka, że ktoś to nakręca, inspiruje. Atak na Annę Walentynowicz szedł ze strony Komisji Zakładowej Stoczni Gdańskiej, z którą ksiądz Jankowski był wtedy bardzo związany - tłumaczy. Dzisiaj jestem przekonany, że to ksiądz Jankowski nakręcał ten konflikt i atak na Annę Walentynowicz - dodaje.

Reklama

Przypomina też kolejną historię z 1984. Opowiada, jak udało mu się załatwić - dzięki pomocy młodej dziewczyny z księgarni - konspiracyjne mieszkanie dla niego i jego rodziny. Okazało się jednak, że adres został szybko spalony. Borusewicz postanowił sprawdzić, jak to się stało. Okazuje się, że dziewczyna poprosiła o pomoc ks. Jankowskiego, a zaraz po tym wydarzeniu zaczęła ją śledzić SB.

Wiele lat później, już w latach 90., odwiedził mnie dziennikarz, który powiedział mi, że rozmawiał o księdzu Jankowskim z majorem Berdysem, zastępcą szefa wydziału IV SB w Gdańsku, który zajmował się Kościołem. Ten major powiedział mu, że te kazanie na mszę w Stoczni to on Jankowskiemu sam napisał, a także przytoczył całą tę historię z dziewczyną z księgarni, którą po donosie Jankowskiego zaczęto obserwować. Sprawa się wyjaśniła. Dwie części orzecha pasowały do siebie - wyjaśnia opozycjonista. Przypomniał też w rozmowie z "Wyborczą", że mówił o tym wielokrotnie hierarchom Kościoła, jak i osobom, które stawiały ks. Jankowskiemu pomnik.

Zapytany, czy wiedział o pedofilii, stwierdził, że nie miał o tym pojęcia. Tłumaczy, że trzymał się z daleka od ks. Jankowskiego, bo nie miał do niego zaufania i obawiał się agentów SB, których - jak mówi - pełno było w św. Brygidzie. Ocenia jednak, że włądze musiały wiedzieć o skłonnościach księdza. Fakt, że podjął współpracę z SB, umożliwiał mu prawdopodobnie robić rzeczy, które kogoś innego narażałyby na kodeks karny - zauważa Borysewicz.

Do sprawy kapelana "Solidarności" odniósł się na Twitterze również były prezydent Lech Wałęsa.

"To trudna sprawa. Moja pozycja w Solidarności bez udziału fizycznego i zaangażowania Ks. Jankowskiego też byłaby inna. Nikt za życia księdza nie poinformował mnie i nie zgłosił podobnych uwag. Był moim przyjacielem i tak pozostanie. Tylko Pan Bóg może to wyjaśnić i osądzić" - napisał.

Reklama