"W ten sposób chcemy zlikwidować miejsca zapalne w bezpośrednim sąsiedztwie obiektów sportowych. Zbierają się tam grupy kibiców, a właściwie chuliganów, którzy po wypiciu większej ilości alkoholu wywołują burdy" - tłumaczy Adam Młot, pełnomocnik prezydenta Krakowa ds. imprez sportowych, pomysłodawca projektu uchwały o czasowym zakazie sprzedaży alkoholu.

Pomysł oczywiście chwali policja. "To znacznie ułatwi i usprawni nam pracę. Zawęzi pole działania i dzięki temu patrole, które musiałyby zabezpieczać dany teren, będą mogły być wykorzystane w innym miejscu" - twierdzi nadkomisarz Paweł Płóżyczka, ekspert ds. imprez masowych sztabu Komendy Miejskiej Policji w Krakowie.

Według projektu wyznaczone zostaną kwartały ulic, gdzie będzie obowiązywać prohibicja. Na tym terenie alkoholu nie będzie można kupić w pubach i w sklepach. Chociaż to dopiero projekt, to już wzbudza wiele emocji i kontrowersji.

"Zupełnie nietrafiona inicjatywa. To trochę tak, jakby gangrenę leczyć wodą utlenioną. Bandytów trzeba łapać i karać, ale nie kosztem 99 proc. normalnych ludzi, którzy mają ochotę wypić jedno piwo przed meczem" - uważa Paweł Bystrowski, radny PO, przewodniczący komisji sportu Rady Miasta Krakowa.

Pomysł irytuje też właścicieli pubów w okolicy stadionów. "Ręce opadają. Przecież jak ktoś chce się opić i robić burdy, to taki zakaz nic nie pomoże. Obawiam się, że kibice zaczną przynosić własne trunki do lokalu" - uważa Sylwia Ziółkowska, kierowniczka restauracji U Wiślaków znajdującej się przy stadionie Białej Gwiazdy.

Inni pomysł prohibicji krytykują, posługując się przykładami ze świata. "Na meczach niemieckiej Bundesligi piwo sprzedawane jest nawet na trybunach. Poza tym połowa kibiców pewnie w ogóle nie weszłaby na polski stadion, bo uznano by, że są po prostu zbyt pijani. Ale o burdach wywołanych przez kibiców na stadionach w Niemczech jakoś nie słychać. Pewnie byłyby, gdyby zakazano sprzedaży piwa" - mówi Grzegorz Trak, kibic Wisły i Hamburger SV.



Komentarz Marcina Dańca dla DZIENNIKA

Nie, no tego to nawet Mrożek by chyba nie wymyślił. A dlaczego Pan Pełnomocnik zatrzymał się w połowie drogi i wyznaczył trzygodzinną abstynencję przed i po meczu? Może to z jakiegoś arcyskomplikowanego wzoru wynika? Przecież jak ktoś chce się napić, to bez względu na jakieś idiotyczne zakazy zrobi to na przykład cztery godziny przed rozgrywkami. Jak zabronią kupować piwo na ul. Reymonta, to ktoś inny pójdzie 100 metrów dalej do sklepu na ul. Czarnowiejską. Jakiż to problem? A może po prostu idźmy dalej. Zakażmy handlu alkoholem w całym mieście. Albo zabrońmy organizować mecze i będzie spokój. Bezwzględnie trzeba walczyć z bandytami stadionowymi, ale nie takimi idiotycznymi sposobami. Na miłość Boską! Pewna elegancka dama na Wyspach Brytyjskich załatwiła tę sprawę jednym, jedynym swoim autografem. Jeśli ktoś przychodził na mecz, ale go nie oglądał, miał gdzieś zaciekły bój zawodników, za to interesowały go inne rzeczy i "rozrywki", to premier Wielkiej Brytanii Margaret Thatcher załatwiła mu, że więcej nie mógł nawet zbliżyć się do stadionu.















Reklama