Prognozę na przeżycie nowotworu złośliwego ma u nas zaledwie jedna trzecia chorych. DZIENNIK dotarł do najnowszego raportu Królewskiego Instytutu Karolinska w Sztokholmie, który przyznaje medyczne nagrody Nobla. Dokument sporządzony przez dr. Nilsa Wilkinga porównujący opiekę onkologiczną w UE oraz Stanach Zjednoczonych i Japonii jest dla Polski miażdżący: w leczeniu nowotworów jesteśmy 20 lat za Europą. Mamy najwyższą umieralność i najniższe wydatki na leczenie.
Z raportu onkologicznego Królewskiego Instytutu Karolinska wynika, że średnia stawka na leczenie raka w przeliczeniu na jednego mieszkańca wynosi w Europie 125 euro, w Polsce zaledwie 30. To wystarcza na kupienie jednej kroplówki z chemią, ale już nie na jej podanie.
Dramat jest ze wszystkim. Brakuje lekarzy, sprzętu i nowoczesnych leków. Do tego mamy jeden z najwyższych wskaźników zachorowalności w Europie. Jeszcze do niedawna na nowotwory zapadało u nas rocznie 100 tys. ludzi, teraz jest ich o 20 tys. więcej. Na tym nie koniec. Polska Unia Onkologii szacuje bowiem, że za niecałe 3 lata będziemy mieli aż 160 tys. nowych zachorowań rocznie. "Zachorowalność na nowotwory drastycznie wzrasta" - mówi DZIENNIKOWI prof. Maciej Krzakowski, krajowy konsultant onkologii.
Przyczyna? Polacy żyją na kredyt: źle się odżywiają, prowadzą osiadły tryb życia, nie uprawiają żadnych sportów, za to palą papierosy. Najtrudniejsza sytuacja jest na Podkarpaciu, w Lubuskiem, Warmińsko-Mazurskiem oraz na Podlasiu. Najmniej jest tam szpitali i onkologów. "W całym kraju brakuje też aparatów do radioterapii. Standardy Światowej Organizacji Zdrowia mówią, że jedno urządzenie powinno obsługiwać nie więcej niż 300 tys. mieszkańców, w Polsce pracuje dla pół miliona ludzi" - mówi prof. Krzakowski.
Wieloletnie zaniedbania i bardzo niskie nakłady na lecznictwo sięgające 5 proc. budżetu NFZ (dla porównania w Chorwacji to 12 proc.) powodują, że polska onkologia jest jedną z najbardziej opóźnionych w Europie. Prognozę na przeżycie nowotworu złośliwego ma u nas zaledwie jedna trzecia chorych. W Europie to dwa razy więcej. "Medycyna onkologiczna idzie w kierunku przedłużania ludziom życia, tymczasem w Polsce nie ma nawet najmniejszego śladu tego trendu. To polityka eksterminacji. Leki, które całkowicie przywracają chorym zdrowie, albo dwu, a nawet trzykrotnie przedłużają im życie, od wielu już lat nie są u nas dostępne" - informuje prof. Cezary Szczylik, onkolog, szef Kliniki Onkologii Centralnego Szpitala Klinicznego Wojskowej Akademii Medycznej.
Przypomina też, że od 8 lat nie został u nas zatwierdzony żaden nowy program leczenia onkologicznego. Jesteśmy na ostatnim miejscu w Europie, jeśli chodzi o dostępność do nowoczesnych terapii, i na 61. miejscu na świecie. Wyprzedzają nas m.in Słowenia, Bośnia i Hercegowina, Algieria, Węgry, Łotwa, a także Ukraina i Rosja.
Opóźnienia we wprowadzaniu i refundacji nowych leków sięgają u nas nawet kilkunastu lat. Tylko 4-letnia zwłoka w dopuszczeniu do sprzedaży rituksimbu, leku na przewlekłą białaczkę, spowodowała niepotrzebną śmierć kilku tysięcy chorych. Tadeusz Pieńkowski, wojewódzki konsultant onkologiczny na Mazowszu, szacuje, że w przypadku raka piersi lekarzom udałoby się uratować życie aż 2 tys. kobiet więcej, gdyby mieli większy dostęp do nowoczesnych leków. "Moim zadaniem jest ratowanie życia, a nie budżetu NFZ" - mówi rozgoryczony i dodaje, że brak leków to dramat nie tylko dla 400 tys. ludzi, którzy chorują na raka, ale blisko dwóch milionów ich bliskich, którzy z nimi współcierpią i patrzą, jak ich najbliżsi się męczą.
Jarosław Pinkas, wiceminister zdrowia odpowiedzialny za wdrażanie Narodowego Programu Zwalczania Chorób Nowotworowych (NPZChN - red.), zna te dane na pamięć. Niewiele może jednak zrobić. "Odziedziczyliśmy ogromne zaległości w onkologii po poprzednich rządach. Nadrobienie ich zajmie długie lata" - tłumaczy wiceminister. Dodaje, że problemem nie jest tylko brak pieniędzy, ale również niska świadomość społeczna Polaków, którzy nie zgłaszają się na badania profilaktyczne, a także niedostateczna liczba kompetentnych lekarzy, którzy potrafią rozpoznawać raka.
Wiceminister nie chciał rozmawiać o nowoczesnych lekach onkologicznych i terapiach. Nie ma o nich również ani słowa w najnowszym sprawozdaniu rządowym, do którego dotarł DZIENNIK. Urzędnicy NFZ zapewniają jednak, że od nowego roku dostępność do najnowszych leków onkologicznych będzie większa. "Rezygnujemy z tzw. schematów, czyli programów lekowych, których musieli ściśle przestrzegać lekarze. Jeśli chcieli wprowadzić do leczenia inny lek, niż było to zapisane w programie, musieli prosić nas o zgodę. Teraz dobór substancji do leczenia konkretnego przypadku będzie zależał wyłącznie od decyzji onkologa i zwrócimy za to pieniądze" - zapewnia Anna Szczerba-Sachs, dyrektor departamentu gospodarki lekami NFZ.