Tragedia rozegrała się nad ranem. Komendant ppłk Mirosław Ch. niespodziewanie pojawił się w pracy. Z szafy pancernej w swoim gabinecie zabrał jedynie broń i wyszedł bez słowa.

Swoim samochodem pojechał w okolice jeziora Święte, gdzie zatrzymał się w ustronnym miejscu. Przeładował pistolet i wycelował lufę w skroń. Oddał jeden strzał. Ciało komendanta znalazł przypadkowy świadek, który powiadomił policję.

Podpułkownik Mirosław Ch. w straży granicznej pracował od 16 lat. Pozostawił żonę i dwoje dzieci.

"W sprawie tego samobójstwa wszczęliśmy już śledztwo. Rodzina ani przełożeni nie potrafią wskazać powodów, które mogły przyczynić się do desperackiego kroku. Są wstrząśnięci. Z naszych pierwszych ustaleń wynika także, że komendant nie miał problemów w pracy. Nie toczyło się wobec niego żadne postępowanie" - powiedział dziennikowi.pl Marek Woźniak, zastępca prokuratora okręgowego w Lublinie.