Matka wróciła z pracy na nocnej zmianie. Nie mogła dobudzić synów, więc w panice wezwała pogotowie. Lekarz mógł tylko stwierdzić zgon. Policja podejrzewa, że dzieci zatruły się czadem z opalanego drewnem piecyka.
"Strażacy wykonali w tym mieszkaniu pomiary specjalistycznym sprzętem i okazało się, że jest w nim znaczne stężenie tlenku węgla. Tlenek węgla był nie tylko w tym pomieszczeniu, w którym leżały ciała, ale też w całym budynku" - powiedziała dziennikowi pl. Magdalena Porweta z kieleckiej straży pożarnej.
Jak się później okazało rozmiary tragedii mogły być dużo większe. Zabójczy czad był także zagrożeniem dla innych mieszkańców. "W sąsiednim mieszkaniu pomiary wykazały przekroczenie progu alarmowego. W tym mieszkaniu znajdowały się trzy osoby, które musiały je opuścić. Przewietrzyliśmy je, podobnie zresztą jak i cały budynek" - dodaje Magdalena Porweta.
Wszystkie okoliczności tej tragedii bada teraz policja i prokuratura. Zrozpaczona matka chłopców jest w tej chwili pod opieką psychologów. Do chwili przeczyszczenia przewodów kominowych i wentylacyjnych, mieszkańcy mają zakaz korzystania ze swoich pieców.