Gdy sprzęt wysyłano na misję, obchodzono się z nim jak z niemowlakami. Korpusy śmigłowców Mi-24 i Mi-8 popakowano w białe kokony. Specjalny materiał miał chronić je przed kurzem, piachem, wilgocią, uszkodzeniami. Teraz helikopterami pokrytymi rdzawymi zaciekami i sfatygowanymi nikt już się tak nie przejmował - pisze DZIENNIK.

Reklama

"Nie było sensu ich kokonować na czas transportu. Są zabrudzone piachem, spalinami, więc po co je zabezpieczać? Najpierw trzeba je porządnie wymyć. Muszą przejść remont i dalej będą eksploatowane" - tłumaczy por. Andrzej Pindor, rzecznik Wojskowej Komendy Transportu w Szczecinie. Podczas grudniowego rejsu na statku nie było też, jak przed misją, specjalnej amerykańskiej ochrony. Sprzęt jednak ubezpieczono.

Prócz dwóch śmigłowców Mi-24 i Mi-8 do Polski przywieziono m.in. kilka wozów bojowych - BRDM i Dzików, kontenery i 14 pojazdów logistycznych pełniących na przykład funkcje warsztatu remontowego na podwoziu Stara - wylicza DZIENNIK.

Sprzęt w gorszym stanie, któremu żaden lifting już nie pomoże, zostanie w Iraku na złomowisku. "MON wkrótce poinformuje, jaka jego partia jest zupełnie zniszczona. Mam nadzieję, że nowe kierownictwo będzie sprawniej uzupełniało luki w wyposażeniu. Poprzednie doprowadziło do histerii antykorupcyjnej, na skutek której wojsko nie wydało prawie 2 mld zł z własnego budżetu" - mówi Paweł Graś, minister w kancelarii premiera, odpowiedzialny za służby specjalne.