Choć zdania historyków co do sposobów działania AK na Grodzieńszczyźnie są podzielone, to jednak wszyscy uważają, że porównywanie polskich żołnierzy do zwyrodnialców jest manipulacją. Tymczasem pierwszy odcinek serialu "Smiersz" zaczął się od sceny, w której oddział AK wtargnął na prawosławne wesele i rozstrzelał wszystkich gości. Jeden z członków oddziału strzałem w głowę zabił pannę młodą.

Nawet białoruscy historycy twierdzą, że to przesada. "To jest absolutnie zmyślona historia. Zdarzenia z Ukrainy Zachodniej, gdzie podobne mordy faktycznie miały miejsce, sztucznie przeniesiono na teren powojennej Grodzieńszczyzny" - powiedział na łamach "Gazety Wyborczej" doktor Igor Kuźniecow, autor kilkunastu monografii o działalności stalinowskich służb specjalnych.

Polacy na Białorusi są oburzeni. "W filmie pokazano, że na tym terenie działały jedynie bandy, że praktycznie nie było walki żołnierzy Armii Krajowej o ideały, o wolność, o to, aby Polska wróciła na mapy Europy" - oburza się Józef Porzecki, historyk z wykształcenia, wiceprezes Związku Polaków na Białorusi.

Za antypolską propagandą w białoruskiej telewizji stoją Rosjanie. Serial został wyprodukowany przez rosyjskie studio filmowe Faworit z Irkucka. Film ma zaogniać stosunki z polską mniejszością na Białorusi, która sprzeciwia się reżimowi Łukaszenki. Po drugie, ma sfałszować obraz bezwględnych i krwawych oficerów NKWD.





Reklama

Serial ma także ośmieszyć Polaków. Przedstawiony w filmie oddział AK o kryptonimie Wilki i lisy to banda prymitywnych bandytów i byłych kolaborantów. Powstrzymać akowców mają trzej odważni oficerowie sowieckiego kontrwywiadu wojskowego Smiersz ("Śmierć szpiegom").