W styczniu ubiegłego roku w Wambierzycach (Dolny Śląsk) policjanci zatrzymali 15-letniego Patryka, który wyszedł po chleb. W tym czasie w centrum wsi strażacy dogaszali pożar. Chłopak wmieszał się w tłum gapiów.
Raptem stanęli przy nim policjanci. Potem wpakowali go do radiowozu, wywieźli w pole i zaczęli mu grozić. Bili go i zmuszali, by przyznał się do wybicia szyby w innym radiowozie w sylwestrową noc.
Chłopiec nie przyznał się do winy, a policjanci w końcu go wypuścili. Zostawili w nocy w lesie, daleko od zabudowań. Roztrzęsiony Patryk głuchą nocą dotarł do domu.
Zdarzenie gimnazjalista bardzo przeżył. Bał się wychodzić z domu, w marcu się powiesił - pisze "Polska". Babcia, która wychowywała Patryka, jest przekonana, że za śmierć chłopca winę ponoszą funkcjonariusze. To ona zawiadomiła prokuraturę.
Policjanci nie przyznają się do winy. Grozi im nawet dziesięć lat za kratkami.