Ruski wystrzelili rakietę mogąca przewozić ładunki atomowe. Myśleli, że nas zastraszą. Rozpoczną się poszukiwania. Raban na cały świat. Tymczasem w Polsce tradycyjnie TVP waliła w Tuska i UE. A ruskie czekali. Mijał dzień. Mijał drugi. Minął tydzień. A Polska nic.
Pomyśleli sobie. Ci to mają nerwy. Nawet atomówkę olali. Groźniejszej broni nie mamy - stwierdzili nerwowo.

Reklama

Ot brak znajomości klimatu. Przecież ludzie w Polsce po lesie w grudniu rzadko chodzą. To jak mieli znaleźć jakąś rakietę z bronią jądrową? No jak? - dopytuje na Twitterze Roman Giertych.

Co się stało pod Bydgoszczą?

27 kwietnia MON poinformowało, że w okolicach miejscowości Zamość, ok. 15 km od Bydgoszczy, znaleziono szczątki niezidentyfikowanego obiektu wojskowego. Podkreślono, że sytuacja nie zagraża bezpieczeństwu mieszkańców. Prokuratura Okręgowa w Gdańsku wszczęła w tej sprawie śledztwo. Minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro poinformował, że jest to postępowanie w sprawie szczątków powietrznego obiektu wojskowego, które znaleziono w lesie k. Bydgoszczy.

28 kwietnia br. dowódca operacyjny Rodzajów Sił Zbrojnych gen. broni Tomasz Piotrowski poinformował, że "trwają intensywne dochodzenia" w tej sprawie. Jak wskazał, chodzi o ustalenie, w jaki sposób sprzęt mógł się tam znaleźć i jakie jest jego pochodzenie. Gen. Piotrowski nawiązał też do wydarzeń z połowy grudnia ub.r., gdy Rosjanie przeprowadzili jeden ze zmasowanych ataków powietrznych na Ukrainę, wskazał też na próby działań psychologicznych podejmowane przez Rosję. Powstały pewne hipotezy, mamy pewne wątki, które można byłoby powiązać ze zdarzeniem w Zamościu pod Bydgoszczą - oświadczył.

Co powiedział Błaszczak?

Procedury i mechanizmy reagowania ws. obiektu znalezionego pod Bydgoszczą zadziałały prawidłowo do poziomu dowódcy operacyjnego; nie poinformował on mnie, ani odpowiednich służb o obiekcie, który pojawił się w polskiej przestrzeni powietrznej – powiedział wicepremier, szef MON Mariusz Błaszczak.