Dramat 26-letniego Somalijczyka zaczął się w środę. Mężczyzna szedł wieczorem ulicą w centrum Gdańska. "Nagle ktoś narzucił na głowę czarny worek i wciągnął do samochodu" - mówi DZIENNIKOWI Magdalena Michalewska, rzecznik prasowy Komendy Miejskiej Policji w Gdańsku. Jak zeznał policji przez kolejne trzy dni student był przetrzymywany w nieznanym mu ciemnym miejscu.

Reklama

Przez większość czasu miał na oczach opaskę, jednak udało mu się zauważyć, że niektórzy z oprawców mieli na rękach wytatuowane swastyki. Nie był jednak wstanie stwierdzić ilu ich było. Nie wie też o czym mówili, bo nie zna polskiego. Słyszał jedynie jak bandyci pozdrawiali się okrzykiem "Heil Hitler".

Przez cały ten czas mężczyzna nie dostawał jedzenia ani picia. Zwyrodnialcy bili go po twarzy i brzuchu, kopali i pluli, jakby sprawiało im to przyjemność. Gdy zorientowali się, że Somalijczyk umiera, porzucili go w pobliżu obwodnicy trójmiasta. Nieprzytomnego mężczyznę w piątkową noc odnalazł patrol drogówki. Trafił do szpitala, gdzie cały czas pilnują go policjanci. Porywcze zagrozili mu, że jeśli zgłosi się na policję, zostanie zamordowany. Lekarze określają stan Somalijczyka jako stabilny.