Na zaplanowany na przyszly rok Europride, największy europejski przemarsz mniejszości seksualnych może zjechać do Warszawy nawet kilkaset tysięcy ludzi. Dwa lata temu w Madrycie szło w nim prawie 2 miliony gejów, lesbijek, transeksualistów i osób popierających ich prawa.
Jak mówią środowiska homoseksualne, marsz ma być ciosem w dyskryminację, bigoterię oraz łamanie praw mniejszości w naszej części Europy. Geje i lesbijki chcą, by stał się wyraźnym symbolem zwycięstwa w ich walce.
Data marszu jest też symboliczna, choć ta zbieżność może być zupełnie przypadkowa. Marsz zaplanowano bowiem 17 lipca 2010 roku - dokładnie w 600 lat po historycznym polsko-litewskim zwycięstwie pod Grunwaldem.
Według Mariana Brudzyńskiego, który dał się poznać jako "inkwizytor od Madonny", "obsceniczny marsz" to kolejny cios w "tożsamość, tradycję, popularyzowania naszych zwycięstw wśród Polaków". To nawiązanie do tegorocznego koncertu Madonny, który zbiegł się nie tylko z ważnym świętem kościelnym, ale także z rocznicą Cudu nad Wisłą.
"Przed wiekami do Polski ściągał inny typ ludzi - europejskie rycerstwo. Ze względu na pamięć poległych niedopuszczalnym jest, by 600 lat później Warszawę czekał najazd gejów i lesbijek" - "Gazeta Wyborcza" cytuje lidera komitetu Obrony Wiary i Tradycji "Pro Polonia", gromadzącego prawdziwych "patriotów i katolików". Brudzyński już wysłał list w tej sprawie do warszawskiego ratusza.
Co postuluje? Nawołuje "do zbudowania silnego frontu przeniesienia obscenicznego przemarszu (...) do miejsc odosobnionych i chętnie przyjmujących tego typu uczestników". Brudzyński wcale nie chce odwołania marszu. Ma dla niego za to inne miejsce niż ulice stolicy. Sugeruje, by ze względu na pamięć poległych rycerzy przenieść marsz do... jednego z podwarszawskich lasów.