W sądowym serialu "Murator SA kontra Doda" zaczyna się właśnie drugi odcinek. W pierwszym akcja zawiązała się po tym, jak do sądu poszła piosenkarka. Uznała, że publikacja zdjęcia z lutego 2008 roku, na którym rzekomo nie ma bielizny, narusza jej dobra osobiste. Chciała 100 tysięcy złotych zadośćuczynienia.

Reklama

Sąd przyznał jej rację. Ale uznał, że brak bielizny na okładce tabloidu nie zasługuje na takie pieniądze. Zasądził więc 25 tysięcy złotych zadośćuczynienia i przeprosiny. Odcinek pierwszy sądowych zmagań wydawnictwa i gwiazdy skończył się przeiwdywalnym odwołaniem od wyroku złożonym przez Muratora.

Druga część sądowego serialu zaczęła się od nagłego zwrotu akcji. Pozew o zniesławienie złożył... wydawca "Super Expressu". Zarzuca piosenkarce kłamstwo. Doda twierdziła bowiem, że na rozdaniu Telekamer miała majtki. Bielizna zniknęła za to w komputerze grafików tabloidu. Wymazano je komputerowo.

Tymczasem gazeta zamówiła ekspertyzę u Krzysztofa Cichosza, wykładowcy z łódzkiej Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej Telewizyjnej i Teatralnej. "Jest to specjalista od cyfrowej obróbki fotografii. Z jego ekspertyzy wynika, że zdjęcie nie zostało zmanipulowane w Photoshopie" - mówi "Presserwisowi" Sławomir Jastrzębowski, redaktor naczelny gazety.

"Super Express" żada teraz przeprosin oraz 50 tysięcy złotych na cele charytatywne. Doda miałaby je wpłacić na konto Caritasu.