Centrum produkcji monet znajdowało się w jednym z krakowskich warsztatów ślusarskich. Działało osiem lat - od 2000 do 2008 roku. Na miejscu były maszyny i narzędzia do obróbki metali, w tym prasa hydrauliczna, walcarka, gilotyna do cięcia, tygle do topienia metali. Krzysztof W. - właściciel warsztatu - sam opanował technologię produkcji monet w oparciu o dostępną literaturę. Matryce wykonywał poprzez kopiowanie oryginalnych monet i trawienie kwasem stempla.

Reklama

Początkowo metoda produkcji była prymitywna. Krzysztof W. wybijał je młotkiem. Potem kupił prasę ręczną, a na koniec hydrauliczną. W materiały do produkcji monet zaopatrywał się ze źródeł powszechnie dostępnych: w miedzionikiel - kupując wycofane z obiegu monety, w blachę mosiężną w jednym z krakowskich sklepów. Monetami własnej produkcji płacił w sklepach i na targowiskach.

Na jego nieszczęście zostawił po sobie twarde dowody - 54 arkusze blachy mosiężnej, które zawierały 85 578 otworów. To polowa ujawnionych przez NBP w tym czasie pięciozłotowych fałszywek w całym kraju.

Oprócz arkuszy policja znalazła w warsztacie pięć kompletów matryc do tłoczenia monet o nominale 5 zł, 12 sztuk tulei metalowych, 477 krążków z mosiądzu i 1039 krążków miedzioniklu, pierścienie z otworami służące do ząbkowania monet, 45 tygli do wytopu metali.

Krzysztof W. planował rozwój swojego biznesu. Przygotowywał się do podrabiania monet oraz banknotów o nominałach 10 i 50 zł. Ale wszystko przerwała policja w marcu 2008 roku.

Teraz przyszedł czas na wyrok. 38-letniego fałszerza krakowski Sąd Okręgowy skazał na dwa lata więzienia. Nałożył też na niego karę równą wartości sfałszowanych monet -426 tysięcy złotych. Sąd zastosował w jego przypadku nadzwyczajne złagodzenie kary, bo Krzysztof W. o wszystkim opowiedział ze szczegółami.

Brat domorosłego fałszerza za udzielanie mu pomocy został skazany na rok i 20 miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na trzy lata.