"Fakt" przypomina, ze jeszcze w 2005 roku, gdy Michał gościł w programie u Kuby Wojewódzkiego nazywał Tuska „tatusiem”. Dziś mówi już tylko „ojciec”. I prywatnie nie szczędzi mu krytyki.
Jak pisze gazeta Michał niechętnie „pożycza” syna, gdy ojciec-premier chce „ocieplić wizerunek” sesją fotograficzną z wnukiem. Nie znosi paparazzich i "ustawek" z kolorowymi pismami przy wigilijnym stole.
Michał nigdy nie chciał być w centrum zainteresowania mediów. Z dyplomatycznego obiadu w Watykanie urwał się na pizzę. A na zwycięski wieczór wyborczy Platformy przyszedł w wyciągniętym T-shircie. Pod tym względem różni się bardzo od swojej siostry Kasi, która wykorzystuje każdą okazję, by błysnąć przy ojcu.
Ale to nie znaczy, że jest zahukany. Wręcz przeciwnie. Jego znajomi są zgodni w ocenie Michała – towarzyski, nawet bardzo imprezowy chłopak z sercem do pociągów. W liceum potrafił na przerwie biec na dworzec, żeby zrobić kilka zdjęć wagonów.
Relacje Tuska seniora z synem są teraz raczej chłodne. Spotykają się raz na kilka tygodni. Z córką premier często wymienia SMS-y i rozmawia przez telefon. Żartuje nawet, że jest jego doradcą.
Z Michałem jest zupełnie inaczej. – Mamy jedno nazwisko, ale prowadzimy osobne życia – tłumaczył Michał Tusk w wywiadzie dla Faktu.
Młody Tusk od lat już odcina się od swego ojca. Szybko się wyprowadził z domu i założył własną rodzinę. Zawsze podkreślał, że żyje na własny rachunek, co zresztą ojciec wypomniał mu podczas wtorkowej konferencji prasowej.
– Ojciec żadnej pracy mi nie załatwiał. A parę rzeczy już w życiu robiłem – podkreślał Michał Tusk na lamach Faktu. W czasie studiów zrobił prawo jazdy na autobus, potem zatrudnił się jako kierowca i woził pasażerów po Trójmieście. Kilka lat był też dziennikarzem Gazety Wyborczej, wiosną tego roku został zatrudniony na gdańskim lotnisku.
Kilka dni temu młody Tusk stał się negatywnym bohaterem afery związanej z upadkiem linii lotniczych OLT Express i firmy Amber Gold. Okazało się, że syn premiera świadczył usługi PR dla kontrowersyjnego właściciela obu spółek. W rozmowie z tygodnikiem "Wprost" przyznał się, że wiedział o o zastrzeżeniach dotyczących Amber Gold. - Nie będę robił z siebie kretyna. Debil nie uwierzy, że nie wiedziałem. Wiedziałem o jednym wyroku karnym Plichty i zastrzeżeniach KNF wobec Amber Gold. Co mam powiedzieć? Głupota i tyle - przyznaje w rozmowie z Wprostem.