Dramat ośmiolatka z Legnicy trwał wiele miesięcy - pisze "Fakt". Koledzy popychali go, szarpali, bili i wyzywali. Kiedy wracał z podwórka z podbitym okiem i siniakami na rękach, mówił rodzicom, że to od piłki.

O swoim koszmarze dziecko nie powiedziało nikomu. Zaufało jedynie Bogu. Jego błaganie o pomoc wypisane na czerwonym, papierowym sercu ksiądz Marek Lach odczytał podczas mszy świętej: "Panie Jezu proszę cię, żeby starsi koledzy już więcej nie bili mnie na przerwie" - brzmiało błaganie chłopca.

"Co to biedne dziecko musiało przeżywać, że zwróciło się do Boga z taką prośbą. Nie umiem sobie nawet wyobrazić, przez jakie piekło przeszedł ten mały chłopiec" - mówi ksiądz Marek Lach z legnickiej parafii.

Malec w samotności znosił zniewagi i agresję, które każdego dnia serwowali mu starsi i silniejsi koledzy. Zamykali go w szkolnej łazience i bili, kopali, szarpali za włosy. On płakał i błagał, by przestali. Jego krzyku nie usłyszał żaden nauczyciel.

A łobuzy nie oszczędzały słabszego kolegi nawet wtedy, gdy wracał ze szkoły do domu, i potem, gdy wychodził na podwórko pograć w piłkę. Zadawali mu ciosy pięścią i otwartymi dłońmi. Bili po całym ciele, a kiedy upadł, kopali. Im głośniej płakał, tym lepiej się bawili, śmiejąc się szyderczo.

Ośmiolatek cierpiał w samotności. Płakał w poduszkę, by rodzice nie słyszeli. W końcu nie wytrzymał. Poczuł, że musi komuś powiedzieć, jak bardzo mu źle. Kiedy podczas białego tygodnia ksiądz poprosił dzieci, by na czerwonych serduszkach wypisały prośby do Boga, on już wiedział, co napisze. Tylko Bogu mógł powierzyć swoją największą tajemnicę. Sam narysował serce na tekturowym kartoniku. Potem starannie je wyciął i drżącą rączką napisał swoje błaganie o pomoc.

Kiedy ksiądz Marek, wśród zwyczajnych próśb innych dzieci, przeczytał to dramatyczne błaganie, łzy napłynęły mu do oczu. "Po tych słowach nie mogłem wydobyć z siebie głosu. To było takie szczere, przejmujące... Spojrzałem na dzieci i zacząłem się zastanawiać, które z nich przeżywa ten dramat. Chciało mi się płakać... Przez całą mszę myślałem o tym dziecku, modliłem się o nie do Boga" - opowiada kapłan.

Ksiądz zawiadomił policję, która natychmiast zajęła się sprawą. Rodzice chłopczyka byli zszokowani, kiedy dowiedzieli się, że to ich synek błagał Boga o ratunek. Nie wiedzieli, że nad ich dzieckiem pastwi się gromada starszych wyrostków. Chłopiec został otoczony troskliwą opieką psychologa. Teraz będzie przystępował do I Komunii Świętej.















Reklama