Obserwowałem ten samolot z domu. W pewnej fazie usłyszałem jakiś dziwny ryk silników. Okazało się, że musiała być jakaś awaria. I samolot uderzył prawdopodobnie o ziemię, zrobił się wielki huk - mówi w TVP Info jeden ze świadków katastrofy lotniczej pod Częstochową, w której zginęło 11 osób. O pomoc błagała jedna osoba, która była przewieszona przez wrak samolotu. Nie dało się do niej podejść, choć chcieliśmy za wszelką cenę. Gałęziami gasiliśmy pożar, nie dało się. Osoba ta później się osunęła do wewnątrz - dodaje.

Reklama

Mężczyzna, wraz z synem i sąsiadami, próbowali pomagać innym ofiarom, jednak mogli tylko gasić płonące ciała. Przyjechaliśmy z synem czym prędzej na miejsce zdarzenia. Pobiegliśmy do płonącego wraku samolotu. I zobaczyliśmy płonące trzy ciała, jedno ciało już było przez sąsiada odwleczone w bezpieczne miejsce. Potem odwlekliśmy je jeszcze dalej. I zaczęliśmy ratować te płonące ciała, ale potem się okazało, że mogliśmy je tylko odciągnąć - tłumaczy.