Cała miejscowość Bolów koło Proszowic w Małopolsce opłakuje małą dziewczynkę. Ludzie nie mogą zrozumieć, jak mogła zginąć pod samochodem tuż przy własnym domu. Przecież nie wyjechała na drogę. Czuła się bezpiecznie na własnym podwórku.

U jej rodziców był znajomy. Przyjechał żukiem. Kiedy się pożegnali, wsiadł do swojej furgonetki i zapalił silnik. Wrzucił bieg i ruszył. Jak mógł nie dostrzec córeczki swoich znajomych? Najechał na nią przednim kołem.

Reklama

Pogotowie przyjechało po kilku minutach. Ale było już za późno. Dziecka nie udało się uratować, choć lekarze bardzo długo ją reanimowali.

Policjanci chcieli, żeby kierowca żuka dmuchnął w alkomat, ale on odmówił. Czy miał się czego obawiać, okaże się po badaniach w szpitalu, do którego go zawieziono.

Reklama