W Człekówce, małej mazowieckiej wsi pod Otwockiem, nikt nie podejrzewał, że 38-letni Zbigniew G., spokojny rolnik, przykładny mąż i ojciec czwórki, a wkrótce piątki dzieci to groźny bandyta, którego podobizna na liście gończym od tygodnia wisi na komisariatach w całym kraju. Nawet policjantom nie chce się wierzyć, że superzłodziej, którego poszukują od kilku miesięcy za napady na banki, to amator. A jednak.

Reklama

To Zbigniew G. ukradł z kilkunastu banków na Mazowszu ponad 300 000 zł! Napad zawsze wyglądał tak samo. Zbigniew G. wysiadał pod bankiem z toyoty previi, naciągał czapkę na czoło i zakładał okulary. Chwytał plastikowe uzi i zdecydowanym krokiem wkraczał do środka. Z "bronią" wymierzoną w kasjerki kazał opróżniać kasę. Pakował pieniądze i odjeżdżał, wtapiając się w ruch uliczny.

Wpadł w piątek wieczorem, kiedy z atrapą broni i w naciągniętej na czoło czapce wchodził do banku na warszawskim Mokotowie. Policjanci nie mieli wątpliwości, że to on. Tak jak w opisach świadków poprzednich skoków i tym razem miał marynarski chód i ogromne, spracowane dłonie. Tak wielkie, że trudno było zakuć go w kajdanki! Zbigniew G. nie mógł uwierzyć, że został złapany. Największy szok przeżyła jednak jego rodzina.

Reklama

"Policja przyjechała późno w nocy. Myślałam, że mąż miał wypadek, a tu takie coś! Byłam w szoku! Nadal nie mogę uwierzyć, że mój spokojny mąż był zdolny do czegoś takiego!" - płacze 35-letnia Anna G., gładząc się po brzuchu. Na Wigilię urodzi mężowi piąte dziecko. "Mundurowi spytali, gdzie ukrywamy kosztowności. A u nas taka bieda, że znaleźli wyłącznie niepopłacone rachunki!" - skarży się Helena G., matka Zbigniewa. Ona też nie może uwierzyć, że syn zdolny był do przestępstwa.

"Brat zapożyczył się, miał długi i trudno mu było to wszystko spłacić i jeszcze utrzymać rodzinę. Ale mógł przecież powiedzieć, to byśmy pomogli. Sprzedałoby się te 12 krów i kilka świniaków i powoli wyszło na prostą" - mówi Roman G., brat Zbigniewa. "Nie mogę uwierzyć, że Zbyszek wyciągnął ręce po cudze!" - dodaje. Najbardziej załamana jest Anna G. Została sama z czwórką dzieci, bez pieniędzy i z całym gospodarstwem na głowie. "Samej trudno mi wydoić 12 krów, a dzieci są małe. Najstarsza Marlenka ma 12 lat, Natalia 9, Zuzia 6, a Mikołaj dopiero 2,5 roku! Za co będziemy żyć?" - Anna G. ociera łzy.

Na razie pomagają jej szwagier, bracia i sąsiad, Bogdan Goźliński, ale oni nie mogą być z nią przez cały czas. "Tak jak wszyscy, mamy robotę. Możemy pomagać tylko w weekendy" - rozkłada ręce Bogdan Goźliński. Nie może uwierzyć, że Zbigniew jest złodziejem. "I na co mu to było. Teraz trafi do więzienia i szybko z niego nie wyjdzie. Dzieciom nie pomógł, tylko hańbę zostawił. Co za wstyd..." - dodaje.