Oto jego relacja:

"Mieszkam zaledwie 400 metrów od miejsca katastrofy. W sobotę rano byłem przed domem. Nagle usłyszałem straszny huk. Na zamglonym niebie pojawił się samolot. Samolot jak samolot – pomyślałem. Mieszkając kilkaset metrów od lotniska do takiego widoku można się przyzwyczaić. Jedno mnie jednak zdziwiło – w pewnej chwili ten huk po prostu zamarł.

Reklama

Dosłownie na ułamek sekundy nad lasem zawisła grobowa cisza. Odwróciłem głowę i zobaczyłem spadający samolot. Nogi się pode mną ugięły. Po chwili rozległ się okropny huk i wśród drzew pojawiła się łuna ognia. Stałem jak wryty, nie wiedziałem co mam zrobić. Po chwili usłyszałem przeraźliwe syreny straży pożarnej. Nim dobiegłem na miejsce, ratownicy już gasili ogień.

Przestraszyłem się, nie wiedziałem co to za samolot spadł, czy kogoś udało się w ogóle uratować. Dopiero z telewizji dowiedziałem się, że na pokładzie był prezydent Polski, jego żona, delegacja, która leciała na cmentarz w Katyniu. Jest mi bardzo przykro i bardzo wam, Polakom współczuję. Nie mogę uwierzyć w to, co się stało. Zwłaszcza że tragedia ta wydarzyła się na moich oczach, tuż przed moim domem..."

Reklama

>>> Bliscy Płażyńskiego: Był ukochanym mężem i tatą