"Kochałem was i kochałem swoją pracę. Starałem się oddać wam swoje serce, cieszę się, że mogłem być z wami" - napisał duchowny w "ostatnim słowie" zawartym w swoim testamencie.
To była nietypowa msza. Tym razem w kościele p.w. Dzieciątka Jezus na warszawskim Żoliborzu - zgodnie z wolą zmarłego - nie było kazania. Mało tego, ksiądz nie życzył slobie również żadnych przemówień nad trumną.
Mimo to uroczystość była wyjątkowo piękna. Ksiądz Kazimierz Sowa w programie "Śniadanie Mistrzów w TVN24 powiedział, że "wypełniony po brzegi kościółek był widokiem wzruszającym". Kilkuset wiernych zgromadzonych było przed świątynią.
Wszyscy znali księdza Indrzejczyka nie tylko dlatego, że był kapelanem prezydenta. Był też poetą, ekscentrycznym humanistą oraz wspaniałym pedagogiem.
Przez 22 lata pracował jako duszpasterz w szpitalu psychiatrycznym w Tworkach oraz proboszcz parafii św. Edwarda w Pruszkowie. W swoim kościele odprawiał "Msze za Ojczyznę".
W 1986 r. został proboszczem parafii Dzieciątka Jezus na warszawskim Żoliborzu. Poznał wtedy braci Kaczyńskich i ich rodziców. Przyjaźnił się także z Jackiem Kuroniem, a także wieloma innymi opozycjonistami i działaczami "Solidarności".
Takiego pogrzebu wśród innych ofiar katastrofy pod Smoleńskiem nie było. Tylko ksiądz Roman Indrzejczyk kazał się pochować bez głoszenia kazań nad trumną. Zmarły kapelan prezydenta zapisał taką wolę w testamencie. Duchowny prosił jedynie o odczytanie przesłania o jego miłości...
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama