Zdaniem mec. Rogalskiego, materiały te zna także Edmund Klich. A wynikać ma z nich, że jakaś część winy za katastrofę ma spoczywać na srtonie rosyjskiej, a w szczególności na osobach odpowiedzialnych za przekazywanie załodze samolotu m.in. informacji o warunkach na lotnisku.
Pełnomocnik rodziny Kaczyński, Gosiewski, Putrów i Natalli-Świat zdradził, że informacje te mają wkrótce zostać ujawnione przez Prokuraturę Wojskową. Tłumaczył, że on sam nie może nic więcej powiedzieć.
Z drugiej strony zapewniał, że jest zadowolony z pracy polskiej prokuratury. "Ale polskie śledztwo, jeżeli nie będzie miało dostępu do materiałów rosyjskich, to utknie. Do tej pory bardzo mało materiałów zostało przekazanych i to jest bardzo niepokojące" - przekonywał mec. Rogalski.
Jego słowa sceptycznie przyjął były pilot wojskowy Michał Fiszer. "Wierzyć mi się nie chce, żeby Edmund Klich kłamał. Opieramy się na tym, co mówi, a z tego wynika, że wina pilotów jest. W takich sytuacjach jakąś winę ponosi także nawigator. W takich warunkach lotnisko powinno być zamknięte. Wielu ludzi zawiniło" - mówił.
>>> Czytaj także: Piloci lądowali. "To niemal samobójstwo"
Edmund Klich stwierdził w radiowej "Trójce", że piloci tupolewa świadomie zeszli na wysokość 20 metrów. Według niego załoga posługiwała się radiowysokościomierzem, mierzącym faktyczną odległość od ziemi, a nie wysokościomierzem barometrycznym. Klich zastrzegł, że nie wie, na ile załoga zdawała sobie sprawę z pofałdowania terenu przed lotniskiem.
Sytuację, w której piloci nie wiedzieli, gdzie dokładnie znajduje się pas, ale zdecydowali się zejść tak nisko, Fiszer określił jako "niemal samobójstwo". Zdaniem Klicha błąd był związany z brakiem szkoleń postępowania w sytuacjach awaryjnych na symulatorze.