Dyrektor rosyjskiej Służby Wywiadu Zagranicznego (SWR) Siergiej Naryszkin oświadczył w wywiadzie dla telewizji Zwiezda, że przedwojenna Polska stała się "milczącym wspólnikiem agresora" podpisując w 1934 roku z Niemcami deklarację o niestosowaniu przemocy. Naryszkin, który jest również przewodniczącym Rosyjskiego Towarzystwa Historycznego (RIO), nazwał w wywiadzie deklarację polsko-niemiecką "paktem o nieagresji", który zawierał "tajny aneks" mówiący o neutralności Polski w razie agresji niemieckiej. "To jest, w istocie Polska stała się milczącym wspólnikiem agresora już w 1934 roku" - oświadczył.

Reklama

Komentując te słowa Naczelnik Oddziałowego Biura Upamiętniania Walk i Męczeństwa Instytutu Pamięci Narodowej - Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Krakowie dr Maciej Korkuć ocenił, że Niemcy i ZSRS dążyli do rozbicia porządku wersalskiego w Europie. Polska chciała pokoju. Dlatego i z Sowietami (w 1932 r.) i z Niemcami (w 1934 r.) podpisała układy o nieagresji. Ich nazwa odpowiadała treści. Polsce chodziło rzeczywiście o wyrzeczenie się wojny we wzajemnych stosunkach.

Szef SWR po raz kolejny bronił także w wywiadzie podpisanego przez ZSRR 23 sierpnia 1939 roku paktu Ribbentrop-Mołotow, nazywając go "wymuszonym krokiem władz radzieckich, ale krokiem przemyślanym". Naryszkin powtórzył argumentację obowiązującą w dyplomacji i historiografii radzieckiej, o tym, że pakt Ribbentrop-Mołotow pozwolił ZSRR odroczyć początek wojny na swoim terytorium, wzmocnić obronność kraju i "przesunąć granice na Zachód". Współcześni historycy nie zgadzają się z tą tezą.

Pytany przez PAP o tego typu narrację historyczną, Korkuć powiedział, że Pakt Ribbentrop-Mołotow ze względów propagandowych został ogłoszony paktem "o nieagresji". Istotą tych porozumień był tajny protokół, w którym Moskwa i Berlin dokonały podziału Polski oraz obszaru od Finlandii, przez kraje bałtyckie po Rumunię. ​faktycznie był paktem przygotowującym agresje na Polskę i inne kraje. Rozbicie Polski było dla Stalina szansą na poszerzenie imperialnych zdobyczy i punktem wyjścia do eksportu rewolucji bolszewickiej na zachód. Podbite narody stały się ofiarami terroru, zbrodni, masowych deportacji. ZSRS i Niemcy rozpoczęły wojnę. Popełniały zbrodnie przeciw pokojowi, wojenne i przeciw ludzkości. Opowieść o "zabezpieczeniu granic" to teza wyssana z palca po 1941 roku: aby ukryć prawdę o sojuszu z Hitlerem a przy okazji lansować fałszywy z gruntu mit +geniuszu Stalina+. W rzeczywistości w l. 1939-40 Stalin rozbijając Polskę a potem surowcami wspierając niemieckie zwycięstwa na Zachodzie tak utuczył Rzeszę, że była gotowa do ataku na ZSRS".

Władze dzisiejszej Rosji to doskonale wiedzą. Rosyjska historiografia to opisała na różne sposoby - nie ma powodu żeby to nazywać "różnicą w interpretacjach". Władze Rosji prowadzą rozgrywkę polityczną znając doskonale zbrodnie Stalina. To świadomy zabieg ożywiania stalinowskiej narracji, opartej o fałsze i przemilczenia. W czasach ZSRS o tajnym protokole do Paktu Ribbentrop-Mołotow nie wolno było wspominać. Groziły za to represje a oficjalnie obowiązywało stwierdzenie, że nie istniał. Teraz trudniej - bo raz opublikowane dokumenty poszły w świat. Jednak Rosja konsekwentnie podąża w kierunku stalinowskich narracji.

Reklama

Ważne żebyśmy rozumieli, że to świadome kłamstwa i przemyślana - choć prymitywna - strategia a nie żadna różnica w rozumieniu faktów - podkreślił Korkuć.

PAP zapytało w czwartek MZS o słowa Naryszkina. "Ministerstwo Spraw Zagranicznych nie widzi potrzeby komentowania każdej wypowiedzi przedstawicieli władz Rosji - fakty dotyczące historii są jednoznaczne" - oświadczyło Biuro Rzecznika Prasowego MSZ.

Pod koniec grudnia 2019 r. prezydent Rosji Władimir Putin stwierdził m.in., że przyczyną II wojny światowej był nie pakt Ribbentrop-Mołotow, lecz pakt monachijski z 1938 r. Podkreślił też wykorzystanie przez Polskę układu z Monachium do realizacji roszczeń terytorialnych wobec Zaolzia. Przekonywał m.in., że we wrześniu 1939 r. "niczego Polsce Związek Radziecki w istocie nie odbierał".

Na przestrzeni lat czytałem wiele absurdów na temat Polski, ale prezydent Putin przebił wszystko, mówiąc że Polska być może jest nawet współodpowiedzialna za wybuch II wojny światowej. To jest taki absurd, że trudno sobie wyobrazić taką konstrukcję, która mogłaby być rzeczywista i spójna, a jednak próbowano coś takiego zrobić - mówił we wtorek premier Mateusz Morawiecki. "Mam nadzieję, że szybko potrafiliśmy wypunktować te nonsensy i pokazać, jaka była rzeczywistość, wtedy latem i jesienią 1939 roku" - dodał.

W rozmowie transmitowanej w poniedziałek na Facebooku Morawiecki podkreślał, że początkowo przyjął wypowiedź Putina z niedowierzaniem. Później, kiedy te tak zwane nowe odkrycia się powtarzały, wiedziałem, że mam do czynienia z prastarą rosyjską metodą propagandy - dodał premier.