– Jak przyszedł do nas, mówił, że ten, co go oblał, hasła prawicowe wykrzykiwał(...)Mówił, że nie powie, żeby z tego sprawy politycznej nie robić. Ale podczas następnego przesłuchania zażądał, by w ogóle wykreślić to z protokołu, bo nie pamięta, co napastnik wykrzyczał - cytuje "Wprost" policjanta.
Na dowód napaści Kuba Wojewódzki dostarczył funkcjonariuszom koszulkę. Jednak kryminalistyczna ekspertyza żadnego żrącego płynu nie wykazała. Wynikło z niej jedynie, że podejrzane plamki to ślady fluidu.
Tygodnik pisze, że policjanci chcieli więc przebadać pozostałe ubrania. Dziennikarz obiecał dostarczyć kurtkę, ale przez tydzień nie odbierał telefonów. Dopiero 31 października kurtkę na policję doniósł. Dziesięć dni po incydencie. I oświadczył, że na zeznania czas będzie miał dopiero we wtorek, 5 listopada.
A co, jeśli słynny atak to zwykła ustawka, o czym spekulują media? - pyta "Wprost" i dodaje, że dzięki tej przygodzie Jakub Władysław Wojewódzki (jak nazywają go prawicowe media) stał się męczennikiem. I to politycznym.
Po publikacji "Wprost" Kuba Wojewódzki zaprzeczył, jakoby zmieniał zeznania: Któregoś dnia czytałem, że moja matka jest kosmitką z Wenus. Czy ja mam to komentować? Jakbym się zajmował komentowaniem wszystkich bzdur na swój temat, to musiałbym założyć biuro prasowe - powiedział w rozmowie z TOK FM.
Dziennikarz dodał, że współpracuje z policją. - Jednak ciężko jest mi odpowiadać za politykę policji. Wolałbym jej nie komentować z racji częstych wizyt na komisariacie. Byłem już raz złożyć zeznania, jestem jeszcze z nimi umówiony. Myślę, że policja musi wypracować jakieś doskonalsze metody informowania mediów. Będzie mądrzej i sprawniej -dodał.