We wtorek w elektrowni Fukushima I nastąpił wybuch w pomieszczeniu reaktora nr 2. Japońskie władze potwierdziły informację o groźnym dla zdrowia poziomie promieniowania w rejonie siłowni. Powstałą w wyniku awarii radioaktywną chmurę, wiatr zepchnął w kierunku Tokio oddalonego od Fukushimy o 260 km.

Reklama

"W wyniku awarii reaktora w powietrze leci spora część tablicy Mendelejewa. Najgroźniejsze - ze względu na najsilniejsze oddziaływanie, albo ich długi czas rozpadu - są jod, cez i stront" - powiedział PAP prof. Ludwik Dobrzyński z Uniwersytetu w Białymstoku i Instytutu Problemów Jądrowych w Świerku.

"W przypadku jodu pojawia się kwestia wchłaniania jodu do tarczycy, co w wypadku silnych dawek może powodować nowotwory tarczycy" - zaznaczył naukowiec. Z kolei cez powoduje m.in. choroby układu odpornościowego i płuc. "Ważny jest czas jego rozpadu, który wynosi ponad 30 lat. Gdy cez opada i skaża teren, to pozbyć się go stamtąd jest bardzo trudno" - podkreślił.

"Problemem jest też stront, który może się osadzać w kościach" - wyjaśnił prof. Dobrzyński. Emituje on silne promieniowanie cząstek beta i długo utrzymuje się w środowisku, gdyż czas jego połowicznego zaniku wynosi blisko 29 lat. Może być wdychany wraz z pyłami w powietrzu, ale do organizmu głównie przedostaje się wraz ze spożywanym pokarmem.

Reklama

Wpływ tych pierwiastków na ludzki organizm jest jednak zależny od przyjętej dawki promieniowania. "Jeśli promieniowanie nie przekracza 0,1 siwerta, to w zasadzie skutki zdrowotne nie są odczuwalne" - zaznaczył. Jak wyjaśnił, powyżej dawki 0,1 czy 0,2 siwerta zaczyna się obszar, w którym możemy odczuwać dalekosiężne skutki, w postaci nowotworów. "Mogą się one uwidocznić kilkanaście czy kilkadziesiąt lat później" - powiedział naukowiec.

Zaznaczył, że jeżeli otrzymana dawka przekracza wielkość 1 siwerta, to pojawiają się szybkie efekty, które mogą mieć charakter zaćmy, chwilowej impotencji, rumienia skóry, nudności. "To są jednak efekty, które przemijają. Na ogół medycyna dobrze sobie z nimi radzi" - dodał.

"Problemy poważniejsze zaczynają się powyżej dwóch siwertów. To jest taka magiczna granica, bo od tego momentu zaczyna się destrukcja różnych podstawowych układów decydujących o zdrowiu i życiu człowieka: układu krwiotwórczego czy trawiennego. Gdy dawki przekraczają 100 siwertów, cały układ mózgowo-naczyniowy ulega destrukcji" - wyjaśnił naukowiec.

Reklama

Zwrócił jednak uwagę, że przez każdego z nas - w każdej sekundzie - przenika 15 tysięcy cząstek promieniowania jonizującego. "Gdyby to promieniowanie było tak zabójcze, to nie mielibyśmy prawa żyć. Ludzie nie są świadomi tego, ze mamy układ odpornościowy, który umie reperować uszkodzenia, w tym uszkodzenia radioaktywne" - powiedział.

Zaznaczył, że im dalej radioaktywna chmura się rozchodzi, tym skutki opadu i skażenia gleby są mniejsze. "Na przemieszczanie się tej chmury wpływa przede wszystkim układ wiatrów, który może się zmieniać" - powiedział naukowiec. Równie ważnym czynnikiem jest opad deszczu. "Opad deszczu będzie sprzyjał prowadzaniu do gleby pierwiastków promieniotwórczych" - zaznaczył.

Jak ocenił, po ewakuacji i uspokojeniu sytuacji osoby, które zostały ewakuowane z najbardziej zagrożonych obszarów najprawdopodobniej będą mogły wrócić spokojnie do swoich domów. "Przykład Czarnobyla wskazuje, że poziom promieniowania po opadach z czasem gwałtownie maleje. Nawet jeśli w glebie zostanie trochę +długożyciowego+ materiału, ludzie mogą zupełnie spokojnie żyć" - zaznaczył.

Jak przypomniał, poziom promieniowania w różnych częściach świata zmienia się nawet 100-krotnie, a ludzie, którzy mieszkają na obszarach o podwyższonej radiacji wcale nie chorują częściej i bardziej dotkliwie.