Był to najprawdopodobniej zużyty człon rakiety lub jego fragment. Miał najwyżej dwa metry długości. Kilka godzin temu wleciał z dużą prędkością w ziemską atmosferę i spłonął. Jego szczątki, jeśli jakieś w ogóle przetrwały, wpadły do Oceanu Indyjskiego kilkadziesiąt kilometrów od wybrzeży Sri Lanki.
Wcześniej przewidywano, że nad tym krajem będzie widać świetlistą smugę, ale obserwatorzy pisali na Twitterze, że nikt nic nie widział. Jednak specjalny samolot wynajęty przez agencję kosmiczną z Emiratów Arabskich sfotografował płonące fragmenty.
Byłem w tym samolocie, zrobiliśmy zdjęcia i widzieliśmy wszystko gołym okiem - potwierdził w rozmowie z Informacyjną Agencją Radiową szef Międzynarodowego Centrum Astronomicznego Mohammad Odeh. Obserwacje prowadzili wspólnie astronomowie także z NASA, Europejskiej Agencji Kosmicznej i amerykańskiego centrum SETI.