Wyglądem niczym nie różnią się od zwykłych "paluszków", ale żeby prawidłowo działały, trzeba wlać do nich płyn. I to nie jakiś specjalny, ale całkowicie dowolny. Bateria będzie działać, jeśli pipetką wlejemy do niej wodę, sok czy cokolwiek innego.

Ogniwo będzie także działać, jeśli zasilimy je... kropelką moczu! Reakcja chemiczna zapewni zasilanie muzycznego odtwarzacza czy aparatu fotograficznego.

Reklama

Bateryjka nie szkodzi środowisku, ale ma niestety jeden mankament. Dość szybko się zużywa. Po kilkakrotnym wlaniu do niej płynu staje się bezużyteczna. Baterie kosztują w Japonii około sześciu dolarów i według producentów mają być używane w naprawdę awaryjnych sytuacjach.