Czy twór polityczny, który liczy 500 mln mieszkańców, wytwarza 30 proc. PKB globu – więcej niż USA, ma jedną z dwóch głównych walut świata, który w wydatkach na innowacyjność niedługo doścignie Stany Zjednoczone, który wreszcie wydaje na zbrojenia kilkakrotnie więcej niż Chiny, można nazwać kolosem na glinianych nogach? Nie. Nawet nie dlatego, że powyższe dane są tak przytłaczające, ale przede wszystkim z tej przyczyny, iż Europa odnotowuje niebywałą dynamikę rozwoju. W dobie kryzysu trudno w to uwierzyć, ale spójrzmy choćby na mapę, jak w ostatnich 20 latach wzrósł obszar UE, albo na dane o jej PKB lub poziomie życia Europejczyków.

Mamy potencjał, brakuje nam tylko przywództwa i zdecydowania. Traktat lizboński, który dziś wchodzi w życie, daje nam narzędzia do przemienienia potencji w siłę. Szkoda, że tak cicho o tym w natłoku informacji o obsadzie stanowisk europejskich komisarzy. To sprawy bieżące, dobre wykorzystanie traktatu zaś buduje mocarstwową przyszłość.