Dziennikarze przyłapani na „polskich obozach” tłumaczą się skrótem myślowym. Polskie, czyli położone na terenie Polski. Dziwnym trafem jednak to w Stanach Zjednoczonych i Niemczech dochodzi najczęściej do zafałszowań. Kto jak kto, ale Niemcy powinni się szczególnie pilnować, chyba że... czynią tak z premedytacją.

Reklama

MSZ niewiele zdziała w tej materii. Potrzebna jest agresywna inicjatywa obywatelska. To nie rząd Izraela, ale niepaństwowe organizacje żydowskie doprowadziły do tego, że dziennikarze dwa razy zastanowią się, nim napiszą słowo, które może być uznane za antysemickie.

Pójdźmy tym tropem. Za każdy „polski obóz” – pozew. W sądach krajowych, międzynarodowych, gdzie się da. Warto zacząć zbierać pieniądze na społeczny fundusz obrony naszej godności, bo pozwy będą kosztowały. To inwestycja, która się opłaci. Siła państwa bowiem zależy nie tylko od mocy jego gospodarki i armii, ale też od skuteczności w obronie swojego dobrego imienia.