Odpowiedź jest dosyć prosta – nie. Nie ma co w imię klimatycznych ambicji zarzynać polskiego biznesu, polskiego konsumenta czy w ogóle „zarzynać polskiej gospodarki”, jak to ujął premier Tusk. Chyba że chcemy być biedniejsi, mniej konkurencyjni i bardziej święci od kilku najbogatszych państw tego świata, które do radykalnego cięcia emisji wcale się nie palą.

Reklama

Oczywiście nie znaczy to, że w Polsce ekologicznego problemu nie ma. Jest, i to duży. Jesteśmy krajem zaśmieconym, brudnym, zanieczyszczonym. Nie miejmy złudzeń – żeby wszystko doprowadzić do ekologicznego porządku, potrzeba naprawdę dużych pieniędzy. I te pieniądze albo już są wydawane, albo wydawane będą. Ale na wszystkie przedsięwzięcia ekologiczne, a nie tylko na dokarmianie klimatycznego cielca. Łącznie z projektami, które z coraz mniej jasnych przyczyn nie mieszczą się w głowie ekologom, czyli zapewnienie Polsce względnie taniej energii poprzez rozwój siłowni jądrowych.

Naprawdę, te miliardy euro warto zainwestować inaczej, a nie wyłącznie w polski wkład w ratowanie świata przed nieudowodnioną klimatyczną katastrofą.