Jeśli już coś przypominają, to literackie szarady dla erudytów. Sam charakter opisanego wczoraj po raz pierwszy przez DZIENNIK "Listu do polskiego wykształciucha przed wyborami 2007" pokazuje, że nie jest to żadna kampania. Trzy gęsto zapisane strony maszynopisu. Język skomplikowany jak rozprawa doktorska. I już na wstępie pierwsza szpila dla adresata, motyw autora określony jako "specyficzna ojcowska troska". Można kampanię prowadzić agresywnie, można budzić litość, schlebiać, podlizywać się i budzić uczucia patriotyczne. Ale czy można odwoływać się do uczuć synowskich?
Dalej znajdujemy kolejne szpilki wbijane w tyłek "wykształciucha", a więc obywatela, który według Dorna ma formalnie wyższe wykształcenie, ale postawę i mentalność niższych klas społecznych.
Jak socjolog Ludwik Dorn zachęca do głosowania na PiS? Używa trzech argumentów. Po pierwsze - "wykształciuch został oszukany po 1989 roku i dopiero PiS przywraca mu wiarę w to, że ciężka praca może przynieść rzeczywisty sukces w postaci zdobycia dobrze płatnej pracy czy realizacji dużego zamówienia publicznego". A więc o co chodzi? To proste - "wykształciuch" idzie za kasą.
Po drugie, według marszałka w PiS jest dzisiaj siła, a przecież tacy jak on zawsze woleli być po stronie "silniejszych batalionów". Tego rozszyfrowywać nie trzeba. Podobnie jak trzeciego argumentu - że "wykształciuch" zawsze "czci sukces". "A dzisiaj w życiu politycznym sukces to my" - napisał Dorn.
Wątpię, by wielu "wykształciuchów" ten list przeczytało. Ale większość o nim usłyszy. Nie dowie się więc, że tak naprawdę nikt tu o ich głosy nie zabiega, wręcz przeciwnie, raczej się z nich podśmiewa. Inteligentnie, inteligencko - ale jednak.
Ciekawe, czy ten sam ton polityk PiS zastosuje wobec adresatów kolejnych zapowiadanych listów: polskiego inteligenta, polskiego złodzieja i aferzysty oraz "wyborcy, który uznaje, że dysponuje zdrowym rozsądkiem".
I ciekawe, co na to sztabowcy PiS. Bo, że opozycja nie zrozumiała - to pewne. Inaczej już podniosłaby raban.