Klimat od dawna przestał być zmartwieniem klimatologów, a stał się polem dla polityków. Jedni, jak Al Gore, celują dzięki temu w Oscary i Noble, inni - jak nasi - zadowalają się klimatem politycznym, cokolwiek miałoby to znaczyć, i celują w uznanie mediów oraz głosy wyborców. I - trzeba im to oddać - udaje im się trafić. Niektórzy przekonali też naród, że od zeszłego października zmieniło się w Polsce wszystko.

No, prawie wszystko. Na ten przykład prasa doniosła - maczkiem, gdzieś u dołu piątej szpalty - że minister zdrowia, pani Kopacz Ewa, nagrywa rozmówców. Normalnie, na dyktafony. Przypomina to państwu kogoś? Doszło do tego, że oburzona szefowa izby farmaceutycznej zapowiedziała, że dopóki w ministerstwie szaleje ziobryzm, to jej noga tam nie postanie. I słusznie, skoro Kopacz nagrywa i pewnie jeszcze nagrania odtwarza, to powinna tantiemy płacić i do ZAIKS-u składki odprowadzać.

Zmieniły się też maniery specsłużb, zapanowała sprawiedliwość i w kąt odeszła logika podejrzeń. Króluje logika zaufania, by już ciągle nie powtarzać o tej miłości. To miłe, choć zapraszający na składanie zeznań do prokuratury oficerowie ABW jak walili do drzwi o szóstej rano, tak walą. Ale - przyznać to trzeba - teraz walą dużo sympatyczniej, z uśmiechem i życzliwością, bo się nam klimat zmienił.

Oficerowie ABW mkną więc do swych ofiar po autostradach, choć w drogownictwie, jak w każdej dziedzinie życia, zmienił się głównie klimat. By nie powiedzieć, że tylko on. A już na pewno nie zmieniło się przekonanie, że autostrady buduje się superważnymi, nadzwyczajnymi i absolutnie przełomowymi ustawami. Więc czeka nas kolejna.

Im dokładniej się człowiek przygląda, tym lepiej widzi, że zmieniło się w Polsce wszystko. I zmienia się nadal w zawrotnym tempie. A jak nam się nie podoba kierunek zmian, zawsze pozostają wybory. Tylko że możliwość realnego wyboru w nich jest mniej więcej taka, jak możliwość wyboru programu o 5.30 rano w telewizji. Jakikolwiek kanał by człowiek wybrał, zawsze dostaje telezakupy. A w nich jeden produkt - pas do masażu. Tak przynajmniej twierdzi moja żona, która, nie wiedzieć czemu, razem z synem budzi się o tej porze. Więc żebym się nie zdziwił, jeśli kiedyś znajdę taki pas w domu. "W końcu kiedyś mnie przekonają" - przestrzega małżonka.

No, to zupełnie jak partie polityczne.