Nie chcę obietnic i przeprosin - chcę, by ludzie, którzy nie potrafili albo nie chcieli walczyć z korupcją w polskim futbolu, odeszli raz na zawsze. Trafia mnie szlag, gdy widzę gierki prezesa Listkiewicza i jego ludzi. Szef PZPN niczym rasowy drybler kiwa polityków bez względu na to, z której są partii. Nie rozumiem, dlaczego na jego dymisję mamy czekać aż do września. Nie rozumiem, dlaczego w nagrodę za podanie się do dymisji Michał Listkiewicz ma dostać fuchę w spółce, która będzie przygotowywać Euro 2012. Nie rozumiem wreszcie, dlaczego politycy dają się zastraszyć panu prezesowi i jego przybocznym. Włodarze polskiego futbolu umiejętnie szantażują kolejne ekipy rządowe wizją wykluczenia naszych drużyn z międzynarodowych rozgrywek. Jeśli nawet by tak się stało, to patrząc na poziom polskiej piłki nożnej, przede wszystkim tej klubowej, trudno mówić o wielkiej stracie. Ostatnio doszedł kolejny straszak - odebranie Polsce Euro 2012. A tego kibice - wyborcy - rządzącym by nie wybaczyli, więc politycy trzęsą się ze strachu. Ile to razy słyszeliśmy, że dni Michała Listkiewicza są policzone. Zawsze jednak działo się coś, co powodowało, że do dymisji nie dochodziło. Przez chwilę w piłkarskiej centrali pojawił się nawet kurator, a związkowe władze zostały zawieszone. Zapowiedziano już dymisję, jednak po kilku miesiącach wszystko wróciło do normy. Listkiewicz bardzo często pytany był o to, dlaczego nie chce ustąpić. Tłumaczył wówczas, że osobiście chciałby odejść, "ale wszyscy proszą, żeby został". Nie wiem, kogo miał na myśli Michał Listkiewicz, ale na pewno nie kibiców, którzy przychodzą na polskie stadiony i wściekają się na sprzedajnych sędziów oraz skorumpowanych działaczy.

Reklama

Ile to razy prezes PZPN zapowiadał bezwzględną walkę z korupcją - miały być "czarne listy" i "czyste ręce". Kończyło się zawsze na deklaracjach. Gdyby nie determinacja prokuratorów i dziennikarzy, piłkarska centrala nadal udawałaby, że nie ma problemu. Dziś obrażony na niewdzięczników prezes Listkiewicz żali się: "słowo skowronkiem się wznosi, a jastrzębiem opada". "Skrzywdzony" pan prezes powinien wziąć sobie do serca jedną z myśli Demokryta - "Niecnego czynu nie ukryją piękne słowa, a oszczerstwa nie zabrudzą szlachetnego". Polska piłka znalazła się w bagnie - o czym mówią głośno sami działacze. 29 zespołów zamieszanych jest w kupowanie i sprzedawanie meczów, ponad sto dwadzieścia osób podejrzanych o korumpowanie piłkarzy, sędziów i działaczy. Co oznacza, że setki tysięcy kibiców robione są (lub były robione) w konia. Tymczasem zjazd PZPN poświęcony walce z korupcją nie jest wstanie przyjąć uchwały i zdecydować, jak karać kluby i sędziów. Czy to nie wystarczy, by natychmiast podać się do dymisji?! Michał Listkiewicz ma jednak czas. Dla "dobra" polskiego futbolu będzie jeszcze przez pięć miesięcy dzierżył stery piłkarskiej centrali. Nasi piłkarze jadący na Euro 2008 na pewno odetchną z ulgą. Teraz, gdy już wiedzą, że pan prezes czuwa na posterunku, mogą ze spokojem jechać na mistrzostwa - sukces murowany. Ku mojemu zdziwieniu wierzy w to najwyraźniej minister sportu. Nie chciał on wprowadzać do PZPN kuratora, bo jak twierdzi - mogłoby to zaszkodzić przygotowaniom polskiej reprezentacji. Mirosław Drzewiecki wierzy w słowa i deklaracje Michała Listkiewicza, zresztą nie on pierwszy. Bo nie po raz pierwszy prezes Listkiewicz zapowiada swoje odejście. Tak było choćby w 2006 roku. Mamy jednak rok 2008, a on trwa na stanowisku. W jednym z wywiadów prezes PZPN powiedział, że jest "człowiekiem honoru". Nadszedł więc czas, by to udowodnić.