To koniec. Polskie piekło rozleje się na całą Europę, a za nim polska hańba, która też się najpierw rozleje, a potem nas okryje i jako chorego człowieka Europy palcami wytykać nas będą. Właściwie już wytykają. Europa, jak wiadomo, niczym innym nie żyje, polskimi gierkami jest oburzona, naszym barbarzyństwem zszokowana. Wszak tam takie rzeczy się nie zdarzają. Nikt nie ośmieliłby się igrać z losem kontynentu, tysiącami lat tradycji judeochrześcijańskiej, świadom nieświeżego oddechu Karola Wielkiego i Pepina Krótkiego na sobie. To nam wpojono, więc na pewno tak jest i ja się z tym zgadzam. Dręczy mnie tylko kilka pytań.

Reklama

Na przykład o Słowację. Opozycyjna chadecja byłego premiera Mikulasza Dzurindy blokuje tam ratyfikację traktatu, bo chce wytargować na rządzie ustępstwa w sprawie prawa prasowego. I co? Samoloty zaczęły zawracać nad Bratysławą, Słowacy stali się synonimami dzikusów, nikt nie kupuje już Złotego Bażanta? Być może, ale jakoś o tym nie słyszałem. Anglicy z kolei zastanawiają się, jak ratyfikację przeprowadzi coraz mniej popularny premier Brown, Francuzi muszą to zrobić w parlamencie szybko i po cichutku, bo inaczej w referendum znów będzie wtopa.

Swoją drogą, gdybyśmy to my, jak Francuzi czy Holendrzy, odrzucili w referendum jakiś traktat, to "Wyborcza" zaczęłaby ukazywać się w żałobnej winiecie jak "Tygodnik Powszechny" w stanie wojennym, a prof. Geremek na znak protestu zrzekłby się obywatelstwa państwa, które nie dorosło do demokracji. Marszałek Komorowski już zresztą nadął się do rozmiarów posła Kalisza i przestrzegł, że Polska się skompromitowała i stała "zakałą Europy". Nie wyobrażam sobie, by w tej sytuacji Pan Marszałek zechciał nas dalej zaszczycać swą osobą. Zupełnie jak Lech Kaczyński, który po raz kolejny dowiódł, że nie wie, co podpisuje. Kilka lat temu jako minister sprawiedliwości wysmażył apelację do Sądu Najwyższego w sprawie braci Kowalczyków. Apelacja jako kompromitująca została odrzucona. Kaczyński bronił się, że nie wiedział, co wysyła, i podsunięcie mu takiego bubla nazwał prowokacją. Teraz też biedactwo z przerażeniem odkrywa, na czym polega jego wielki sukces negocjacyjny.

Cóż, każdy w Europie próbuje na traktacie ugrać, co się da. Jeśli mamy się czegoś wstydzić, to nie tego, że i nasi politycy to robią. Żenująca jest co najwyżej ich tromtadracja i napuszenie. No i to, że nie wiedzą, co podpisują.