Prezydent Sopotu Jacek Karnowski chce, aby o jego politycznym losie zdecydowali mieszkańcy miasta w referendum. Za pomysłem kryje się czytelny podtekst: niech obywatele wypowiedzą się, co sądzą o prokuratorskich zarzutach. Karnowski jest kolejnym po prezydencie Olsztyna Czesławie Małkowskim ojcem miasta, który wobec podejrzeń próbuje się zasłonić społecznymi nastrojami. A opinię ma w Sopocie dobrą. Zresztą zasłużenie, bo przez lata był dla tego terenu dobrym gospodarzem.

Reklama

Rzecz w tym, że winy czy niewinności nie ustala się w ludowym plebiscycie. To kwestia faktów, a nie najmocniejszych nawet przekonań i najgorętszej miłości obywateli do polityka. Nie chcę przesądzać o zarzutach wobec Karnowskiego, darzę go sympatią, wiem, ile zrobił dobrego dla swojego miasta, i chciałbym, aby robił to nadal. Ale wolałbym, aby osoba zmuszona do tłumaczenia się przed sądem nie łączyła tego trudnego skądinąd zajęcia z urzędowaniem. Zwłaszcza jeśli zarzuty łączą się z tą właśnie funkcją. Zła to lekcja dla obywateli, gdy człowiek podejrzany o to, że źle korzystał ze swojej władzy, nadal tę władzę zachowuje. Można zawiesić urzędowanie, zdać się na swoich zastępców. I czekać, aż sprawiedliwości stanie się zadość.

Zdawałoby się, że to demokratyczny elementarz, a jednak nie. Brak wrażliwości wykazuje nie tylko Karnowski, ale także jego dawne polityczne środowisko – Platforma Obywatelska. Widzę delikatną granicę między polityczną dyscypliną wielkiej scentralizowanej partii, a zasadami samorządności. Jednak w tym akurat przypadku partia powinna czuwać nad standardami także na dole. A wiemy przecież skądinąd, że włodarze PO z Grzegorzem Schetyną na czele potrafią używać swojej władzy dla przywoływania do porządku platformerskich samorządowców z dużo bardziej błahych powodów. Czy nie powinni tego zrobić choćby wobec radnych PO, którzy w stosunku do lokalnego lidera przyjęli postawę wyrozumiałej solidarności?

Gdy dodać do tego niefortunną wypowiedź nowego ministra sprawiedliwości Andrzeja Czumy, który wdał się w rozważania na temat winy i niewinności Karnowskiego, będąc przełożonym prokuratorów badających sprawę, uzyskamy obraz mocno niewesoły. Nie chcę twierdzić, że wszyscy bohaterowie tej historii kierują się cynicznym wyrachowaniem. Wśród politycznych przyjaciół Karnowskiego wielu wierzy, jak się zdaje, w jego niewinność. Także minister Czuma chciał dobrze, tyle że wyszło, jak wyszło. To jednak pokazuje, jak po wszystkich dramatycznych doświadczeniach z wielkimi aferami sprzed kilku lat, takimi jak Rywin czy Starachowice, niewiele się nauczyliśmy jako społeczeństwo. Nie mamy dobrego prawa gwarantującego przejrzystość urzędowych procedur. Ani, co gorsza, obyczaju, który skłaniałby naszych polityków do tego, aby nie wiedząc, jak się zachować, wybierali wariant najprostszy. Zachowywali się przyzwoicie.

Gdyby Karnowski, będąc z punktu widzenia prawa karnego podejrzanym, utrzymał swoją władzę dzięki referendum, oponenci samorządności przedstawiający ją jako gąszcz lokalnych układów skrytych za fasadą demokracji zyskaliby kapitalny argument. Choć gdy przypomnimy sobie sprawę prezydenta Małkowskiego, nie jest to takie pewne. On także sądził, że olsztynianie go kochają, a zarzuty o molestowanie podwładnych uważają za wymyślony problem podrzucony z zewnątrz. A jednak wyborcy zachowali się prawidłowo. Jak będzie tym razem?