Czy Jarosław Kaczyński wysyła do europarlamentu Legutkę, Kamińskiego, Szymańskiego, żeby demaskowali tam Misiaka, czy żeby definiowali i uprawiali jakąś polską politykę w Europie? A jeśli tak, to jaką? Tego chciałbym się dowiedzieć, a nie stosunku Kaczyńskiego do Misiaka, do jedzenia bezy łyżeczką itp. Szczególnie w czasie kampanii do europarlamentu.

Reklama

Ciemny lud kupi wszystko, być może zresztą kupi tylko Misiaka, bo dyskusje o polityce monetarnej, polityce gospodarczej, polityce zagranicznej - jeśli są czymś poważniejszym niż tylko demaskowaniem wszechmocy gejów i Niemców - przerastają intelekt ludu. Ale w takim razie godzimy się na to, że demokracja jest w Polsce martwa, że polska polityka demokratyczna jest tylko tępym rytuałem dla tępego ludu - także tego internetowego.

W kraju, który kiedyś marzył o "Solidarności", taka jawna śmierć demokracji to jest widok smutny. Jeśli jednak rzeczywiście wyłączamy z polityki lud, który ma jedynie wyć na PO lub syczeć na PiS, bo do bardziej precyzyjnych wyborów politycznych się nie nadaje, to powinniśmy uprawiać jakąś bardziej skomplikowaną, bardziej merytoryczną, bardziej konkretną polską politykę przynajmniej za grubymi murami pałacu Księcia.

Czy Jarosław Kaczyński i Jacek Kurski rzeczywiście rozmawiają o takiej polityce, kiedy już zamkną się za nimi drzwi do gabinetu prezesa? Czy o takiej właśnie polityce rozmawia Donald Tusk ze Sławomirem Nowakiem, kiedy zamkną się za nimi drzwi do gabinetu premiera? Chciałbym w to wierzyć, chciałbym z całego serca, wówczas pogodziłbym się nawet z uśmierceniem i rytualizacją polskiej demokracji, jeśli wysiłek uprawiania polityki polskiej rzeczywiście przejęłyby na siebie świadome partyjne elity. Ale jakoś w to uwierzyć nie mogę.

Reklama