Lech Wałęsa rozkoszuje się swą nową pozycją: byciem etatowym autorytetem moralnym. Zaiste, musi to być bardzo przyjemne uczucie dla kogoś, kto jeszcze niedawno był symbolem największego obciachu, bohaterem prostackich dowcipów i ucieleśnieniem wszystkiego co najgorsze w polskiej polityce. Szczęśliwie dla siebie oddał tę niewdzięczną rolę braciom Kaczyńskim. Dziś więc jako Autorytet Moralny, Legendarny Przywódca, Bohater Narodowy stoi przed wyborem: czy być wdzięcznym tym, którym zawdzięcza to szczęście, czy też zdobyć się na dawną samodzielność.

Reklama

Wygląda na to, że średnio odpowiada mu rola ozdobnego breloczka w rękach Donalda Tuska. Ale z drugiej strony protekcja ze strony rządzących ma swoją wartość: przecież syn jest na listach PO, no i czyha Kurtyka z Gontarczykiem, Zyzakiem i Cenckiewiczem. Trudny wybór.

Powód do głębokiej zaduma ma też Platforma. PO z początku straszliwie niezadowolona, wręcz zdetonowana była występami Wałęsy u Ganleya. Co tu dużo gadać, obciach jednak to straszny. Ale z drugiej strony? Przecież taka Libertas nie zabierze Platformie ani głosu. PiS-owi zaś coś może uszczknąć. Skoro tajemnicze przyzwolenie ze strony najważniejszych postaci PO daje nieograniczoną władzę w TVP prezesowi Farfałowi, to dlaczego zakazać Wałęsie podgryzanie PiS-u z drugiej strony? Może się opłaci.

To całkiem racjonalne rozumowanie. Problem w tym, że polityka nie kieruje się wyłącznie racjonalnością. Szczególnie zaś Lech Wałęsa nie jest tu żadnym wzorem, więc cała kalkulacja może się zawalić, gdy Legendarny Przywódca wymyśli swój własny plan. Nieuzgodniony z planami Donalda Tuska. np. tymi prezydenckimi. Bo przecież Wałęsa miał już w życiu chyba wszystko. Z wyjątkiem reelekcji.

Reklama