Spadek wartości wspólnej waluty do poziomu 1,20 dolara to i owszem, błogosławieństwo, ale dla najsilniejszych gospodarek nastawionych na eksport, jak Niemcy czy Francja. Takim krajom jak Grecja czy Portugalia niewiele to pomoże. Cóż, biednemu wiatr w oczy. Przygniecione długami dalej będą wegetować na peryferiach, a Grecja może nawet za jakiś czas ogłosić niewypłacalność.

Reklama

Coraz wyraźniejszy staje się podział na nieźle radzącą sobie Północ i kulejące Południe. Na szczęście Polska zalicza się do tej pierwszej grupy, a teraz będzie jeszcze mogła wykorzystać poprawiającą się koniunkturę u największych partnerów handlowych – tylko do Niemiec trafia jedna czwarta naszego eksportu.

Ale nie cieszmy się zbytnio. Osłabienie waluty to dla eksportowych lokomotyw lek, który zwykle nie działa zbyt długo i ma wiele skutków ubocznych. Poza tym sytuacja zawsze może się odwrócić, jeśli w kłopoty znów wpadnie zadłużona Ameryka. Wtedy to dolar osłabnie, a euro zacznie się umacniać.