Wasze wielkie doświadczenie jest potrzebne i powinno być wykorzystane w służbie dla państwa – przemawiał do żołnierzy podczas święta Dowództwa Generalnego w czwartek minister obrony narodowej Mariusz Błaszczak. Trudno temu nie przyklasnąć.
Wojsko Polskie w swoich oficerów inwestuje czas i niemałe pieniądze właśnie po to, by móc korzystać z ich doświadczenia. Jednak jeśli przypomnimy, że w ubiegłym tygodniu nieoczekiwanie stanowisko stracił inspektor Marynarki Wojennej, który żegnając wychodzący ze służby okręt podwodny, stwierdził, że z flotą nie jest najlepiej (co i tak było delikatnie powiedziane, bo marynarze autentycznie nie mają na czym pływać), a w tym tygodniu ze służby odejdzie zastępca odpowiedzialnego za zakupy szefa Inspektoratu Uzbrojenia – trudno zrozumieć słowa ministra.
Błaszczak stwierdził również, że jego rozmowy w Waszyngtonie potwierdziły, że nasze relacje z Amerykanami są lepsze niż kiedykolwiek wcześniej. Słysząc takie stwierdzenie, trudno nie zacząć się śmiać i nie uznać, że po odejściu z polityki minister chce dorabiać w kabaretach. Najwyraźniej szef MON nie zauważył drobnego faux paus, jakim była przyjęta nocą nowelizacja ustawy o IPN. Przypomnijmy więc fragment oficjalnego komunikatu Departamentu Stanu USA o tej ustawie: jeśli weszłaby ona w życie, mogłoby to wpłynąć na strategiczne interesy Polski i jej stosunki – także ze Stanami Zjednoczonymi.
Polityk stwierdził też, że nie ulega jednak wątpliwości, że zakup amerykańskich rakiet ziemia–powietrze średniego zasięgu Patriot w ramach programu Wisła był największym skokiem technologicznym polskiego wojska. Abstrahując już od tego, że nie ma rakiet Patriot, to nazwa całego systemu, to trudno mówić o skoku technologicznym w czasie przeszłym. Stan faktyczny jest taki, że umowy nie ma nawet na papierze.
Reklama
Wreszcie minister obrony stwierdził, że polski przemysł obronny jest kołem napędowym polskiej gospodarki. Fakty są takie, że jest on w dużej mierze nierentowny, sprzedaje MON produkty w radykalnie zawyżonych cenach, nie ma sukcesów eksportowych i jest sterowany przez związki zawodowe skupiające się na obronie status quo.
Minister Błaszczak opowiadał także o tym, że będziemy tworzyć wojska obrony cyberprzestrzeni (mówił to też jego poprzednik), że trwają zaawansowane prace nad Agencją Uzbrojenia, która ma uprościć kupowanie sprzętu dla Wojska Polskiego (to politycy PiS obiecywali jeszcze w kampanii trzy lata temu – efektów brak). Mówił też o tym, że wkrótce ruszy zakup śmigłowców bojowych (takie przyspieszenie zapowiadał jeszcze rząd PO–PSL i zrobił w tej materii równie niewiele), czy o tym, że sformowana zostanie czwarta dywizja (o tym jest mowa od dwóch lat, ale nikt nie pokazał, jak ją sfinansować).
Trudno się z tymi zapowiedziami nie zgodzić. Problemem tej komedii, czy raczej tragifarsy, jest to, że niezależnie, czy aktor jest z PiS czy z PO, takich monologów i wielkich słów mamy bardzo wiele. Tylko że od tego Wojsko Polskie nie zwiększa w zauważalny sposób swoich zdolności. Wypada mieć nadzieję, że reżyserzy ze Wschodu zbyt szybko nie będą chcieli kręcić filmów w Polsce.