Za 300 mln euro pewnie przejmie firmę, która była przez lata pozytywnym symbolem made in Poland. Producent spod Poznania był łakomym kąskiem – jest poukładany, ma solidny portfel zamówień, a jego pojazdy jeżdżą już w 700 miastach, w 32 krajach, na czterechkontynentach.
Jeśli hiszpański gigant przejmie Solarisa, będzie to kolejny dowód, że Strategia na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju jest jedynie PR-owym zabiegiem. Okazuje się też, że wciąż nie ma krajowego kapitału zdolnego do sfinansowania takiego przejęcia. Akumulowanie kapitału jest zaś znacznie trudniejsze i bardziej czasochłonne niż przygotowanie prezentacji wPowerPoincie.
Jest tajemnicą poliszynela, że o przejęcie Solarisa starał się Polski Fundusz Rozwoju. Jest wehikułem inwestycyjnym państwa, a taka transakcja to dla niego wymarzona okazja. PFR miał być finansowym ramieniem Strategii na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju. To właśnie tzw. plan Morawieckiego miał pchnąć polską gospodarkę na nowe tory. Miało być nowocześnie i innowacyjnie. Przemysł miał być reindustrializowany, a po polskich drogach miał jeździć milion aut elektrycznych. Solaris do rządowych strategii pasował idealnie, ale państwo nie jest tak przedsiębiorcze, jak chciałby premier. Jeden z europejskich liderów produkcji autobusów elektrycznych nie będzie wehikułem rozwoju elektromobilności, choć pomógłby uwiarygodnić rodzący się w bólach projekt. Wezmą go na swoje barki spółki Skarbu Państwa, które całego know how będą musiały się uczyć od zera. Zaś PFR, zamiast kupić Solarisa, będzie ratował stojącą na skraju bankructwa bydgoską Pesę, która padła ofiarą nietrafionych decyzji. Lepiej byłoby zainwestować w markę, która już przysporzyła Polsce sławy, niż kupować Bank Pekao tylko po to, by tworzyć wizje wielkiej repolonizacji sektora bankowego.
Reklama
Nie wiadomo, czego zabrakło przy transakcji zakupu Solarisa. Może PFR uznał, że cena jest zbyt wysoka. Może właściciele Solange i Krzysztof Olszewscy nie chcieli, aby budowana przez nich przez ponad dwie dekady firma stała się łupem polityków, którzy obsadzając zarządy i rady nadzorcze państwowych przedsiębiorstw, rzadko patrzą na kwalifikacje kandydatów. Dla właścicieli istotne jest, aby biznes trwał, Solaris stawał się jeszcze bardziej globalną marką, a pojazdy z zielonym jamnikiem docierały coraz dalej. Być może państwowa własność nie daje rękojmi, że takbędzie.
To, że CAF, hiszpański gigant, notowana na madryckiej giełdzie firma z ponad stuletnią historią, zobaczyła w Solarisie wartość, jest najlepszym dowodem na to, że warto się było o polskiego producenta bić i być może trzeba było licytować wysoko. CAF zajmuje się projektowaniem, produkcją, utrzymaniem i dostawą taboru kolejowego oraz pojazdów szynowych. W sferze jego zainteresowań są także rozwiązania dla transportu miejskiego, w tym e-mobilność. Teraz zyskał solidny impuls do rozwoju, przejmując cenne aktywa Solarisa. Politycy zaś wciąż będą mówili o wielkich strategiach i o tym, jak bardzo chcą pomóc rodzimym firmom, aby rosły od małych przez średnie po globalne championy. Jeden z takich championów właśnie nam odjeżdża. Dla niego może to lepiej, bo nikt nie zmarnuje ponad 20 lat dorobku właścicieli Solarisa, sadzając za jego kierownicą jakiegośwójta.