Paulina Nowosielska: Czy Matka Boska w tęczowej aureoli obraża uczucia religijne?
o. Paweł Gużyński: Jak wszystkiemu w ludzkim życiu, także doświadczeniu religijnemu towarzyszą uczucia. Jednak nie znam powodu, dla którego uczucia religijne powinny podlegać szczególnej ochronie prawnej. Cechami dobrego prawą są: racjonalność, pewność i niezmienność. Natomiast kategoria obrazy uczuć religijnych wymyka się tym standardom ze względu na subiektywną naturę. Dlatego od dawna jestem przeciwnikiem przepisów, jakie nieudolnie starają się zapewnić ochronę prawną uczuciom religijnym. Jako dzieci swoich czasów uwielbiamy psychologizować. Niemal codziennie słyszę od kogoś w konfesjonale, że ona lub on nie czują, by to czy tamto było grzechem. W szczególności od kiedy Friedrich Schleiermacher, w odpowiedzi na oświeceniową krytykę religii, wprowadził do obiegu teologicznego i filozoficznego kategorię uczuć religijnych, zaczęliśmy także nasze życie duchowe interpretować jako zespół subiektywnych doznań natury psychologicznej. To ślepy zaułek.
A subiektywnie, ojca uczucia zostały urażone?
Niezależnie od moich uczuć uważam, że wykorzystywanie symbolu religijnego w taki sposób, jak to miało miejsce, w celu zamanifestowania sprzeciwu, nie jest mądrym pomysłem. Jednocześnie nie widzę powodu, by autorkę tego plakatu ścigać lub stawiać przed sądem.
Czy ten sposób protestu jest mądry?
Zdecydowanie nie! Słuchałem wypowiedź tej pani dla stacji telewizyjnej. Zapytała retorycznie, czy można kogokolwiek zaatakować lub obrazić obrazkiem? Apelowała: bądźmy poważni! Najprawdopodobniej ona nie zdaje sobie sprawy z tego, jaką rolę społeczną pełnią symbole i sfery religijnego tabu. Sądzi, że każde tabu jest po to, aby je przekroczyć? Z drugiej strony sama spotkała się z nieadekwatną reakcją organów ścigania. Oko wielkiego brata skupiło na niej swoją uwagę w karykaturalny sposób.
Póki co niektóre osoby wierzące mówią, że czują się szykanowane. Identyczne głosy słychać po stronie ateistów.
To społeczne wezbrane napięcie ma wiele przyczyn. Niewierzący, dla których religia jest passe, nierzadko bywają przykrzy dla osób religijnych i vice versa. Bardzo często tego doświadczam na własnej skórze. Dla przykładu, kiedyś podczas udziału w programie telewizyjnym musiałem znosić cierpliwie z ust prof. Magdaleny Środy pretensjonalne uwagi o tym, dlaczegóż to ona nie będzie minie tytułować "per ojcze". Sądzę, że doskonale wie, jaką rolę pełni ten tytuł w moim przypadku, a jednak… Mówiąc często i wiele o tolerancji oraz szacunku dla inności wolała najwyraźniej dać wyraz niechęci do kleru. Ale nie traktuję tego jako zorganizowanej fali agresji, czy nienawiści wobec wierzących.
Tylko jako co?
Jako zwyczajny stan napięcia w kontaktach społecznych. Nierozsądnym jest roić naiwne przekonanie, że np. dzieci w szkole nie będą sobie dokuczać. Ale jest i drugi poziom tego problemu, kiedy napięcie między wierzącymi a niewierzącymi osiąga postać ideologicznej wojny. Dzieje się tak wówczas, gdy zaczynamy się wzajemnie postrzegać jako konkwistadorzy.
Niewierzący uważają, że Kościół w niektórych kwestiach społecznych powinien zmienić swoje stanowisko, a już na pewno – nie negować prawa inaczej myślących do protestowania.
Dlatego chrońmy prawem symbole zamiast uczuć. Bez wątpienia możliwych jest milion innych sposobów zamanifestowania wsparcia dla osób LGBT, niż sięganie po wizerunek Matki Bożej. Prawna ochrona symboli nie miałaby ustanowić cenzury wypowiedzi, lecz wyznaczyć granice dyskusji społecznej. Żeby było jasne: nie mam żalu do tej pani z powodu krytyki Kościół za jego stanowisko względem osób LBGT. Wolno jej krytykować moje przekonania religijne, ale stanowczo nie zgadzam się na to, aby naruszała sferę sacrum mojej religii, do które należą jej symbole. Symbole świeckie i religijne par excellence nie są nic nieznaczącą namiastką, lecz stanowią reprezentację i medium uczestnictwa w tym, co relatywnie lub absolutnie transcendentne.
Widzi ojciec jakieś rozwiązanie, by nie dopuścić do podobnej sytuacji w przyszłości?
Firmy chronią pieczołowicie swoje znaki handlowe. Za ich kradzież grożą kary. Bo znak oznacza konkretną wartość, historię marki, tradycję. Myślę, że przedstawiciele wszystkich religii w Polsce powinni postąpić podobnie. Powinni zastrzec swoje symbole, innymi słowy: wyznaczyć swoją strefę tabu. Jeśli nie zabraknie nam dobrej woli, da się to poukładać bez uszczerbku dla wierzących i niewierzących.