Nelly Rokita swoją ostatnią decyzją o byciu doradcą prezydenta ds. kobiet zaskoczyła wielu, ale najbardziej chyba własnego męża. Lecz o ile Jan Rokita wyszedł z tej sytuacji z klasą, o tyle Nelly zostawiła po sobie tylko wrażenie nielojalnej żony.

Reklama

Nelly Rokita sprawia wrażenie osoby chaotycznej, chwilami bardzo infantylnej. I z całą pewnością nie ma w sobie nic z rasowego polityka. O tym, że nie jest ona w stanie, mimo usilnych starań, wybić się na polu polityki, pokazały czasy, kiedy była członkiem Platformy Obywatelskiej.

Wtedy pojawiły się osoby, które starały się przekonać opinię publiczną, że żona Rokity zaczyna samodzielną karierę polityczną. Jak widać, tak się nie stało - a Nelly Rokita cały czas funkcjonuje jako żona Jana Rokity i nowa funkcja z pewnością tej sytuacji nie zmieni. Zwłaszcza że wszystko wskazuje na to, iż prezydent przyjął ją z powodu nazwiska, a nie ze względu na jej ewentualne inne walory. Jeśli więc marzy jej się kariera polityczna, myślę, że się przeliczy.

Wydarzenia ostatniego piątku pokazały, że Nelly Rokita nie tylko nie jest materiałem na polityka, ale jest także osobą myślącą egoistycznie. Krakowski lider Platformy z pewnością nie spodziewał się, że ów dzień zakończy się tak, jak się zakończył. Jeszcze rano słyszałem jego wypowiedź w Radiu Tok FM - to prawda, że ostrą, może nawet zbyt - dotyczącą partyjnych kolegów. Mimo to jego słowa w najmniejszym stopniu nie sugerowały, że jeszcze tego samego dnia wieczorem wycofa się z polityki. Nie mógł przecież przewidzieć, że jego żona akurat wtedy zgodzi się zostać doradcą prezydenta.

Reklama

Nelly Rokita sama przyznała, że swój akces do grona doradców złożyła prezydentowi dużo wcześniej, jeszcze w zimie, i ta bomba cały czas tykała. Lecz wówczas nie interesowała ona Lecha Kaczyńskiego, bo i sytuacja polityczna była inna. Ale wobec dzisiejszego obrotu spraw nic dziwnego, że prezydent przypominał sobie o niej i wyciągnął niczym królika z kapelusza. I z pewnością było to bardzo zręczne zagranie, bo w zasadniczy sposób został zmieniony układ na scenie politycznej.

Świadoma takich konsekwencji Nelly Rokita powinna była najpierw poinformować swojego męża o propozycji głowy państwa. Powiedzieć: "Słuchaj, prezydent się odezwał, co mam robić?". Zwłaszcza że wiedziała, iż mąż od kilku dni ostro negocjuje z kierownictwem krakowskiej Platformy i stawia twarde warunki. Dlaczego więc, kiedy dochodziło już do kompromisu, postanowiła przyjąć propozycję Lecha Kaczyńskiego? I doprowadzić do tego, że zamiast konferencji prasowej na temat list wyborczych Platformy Obywatelskiej wyznaczonej na godz. 16 usłyszeliśmy wieczorną wypowiedź Jana Rokity o tym, że rezygnuje on z polityki.

Mówiąc krótko, Nelly Rokita wyrządziła swemu mężowi niedźwiedzią przysługę. Do tego momentu jego troską i zgryzotą było, czy poradzić żonie kandydowanie do parlamentu z list PSL. Być może Rokita uważał, że PSL jako potencjalny sojusznik Platformy w przyszłym Sejmie mógłby zostać wzmocniony przez osobę jego żony. I kiedy był już gotowy na rozmowę z nią, został zaskoczony decyzją Nelly o współpracy z prezydentem.

Reklama

Być może ich wspólna wcześniejsza narada przyniosłaby taki sam efekt, być może nie. Jednak powzięcie przez nią postanowienia bez konsultacji z mężem - w końcu politykiem, który na własnej skórze odczuł jego skutki - stanowi tylko przykład fundamentalnej nielojalności żony wobec męża.

Jan Rokita oczywiście nie dał po sobie poznać zaskoczenia i tłumaczył decyzję o rezygnacji tym, że Nelly całe życie mu ustępowała i teraz on powinien zrewanżować się tym samym. Ja sam jako człowiek żonaty mogę być pełen podziwu dla niego, bo w takiej sytuacji na pewno nie stać by mnie było na taką wspaniałomyślność. Szczerze mówiąc, gdyby moja żona wycięła mi taki numer, straciłbym do niej zaufanie.

Nelly Rokita powinna zdawać sobie sprawę, że postawiła swojego męża w sytuacji bardzo trudnej. Ale wolała kierować się tylko myślą o sobie. Jako osoba o wybuchowym temperamencie miała za złe mężowi, że jest zbyt uległy, zbyt potulny - według niej - wobec konfliktu w Platformie Obywatelskiej, zbyt łatwo pogodził się ze swoją marginalizacją. Jej zdaniem jądrem zła w partii jest Donald Tusk, i ona mówi o tym wprost. Dlatego oczekiwała, że kiedy w partii powstało zamieszanie przed wyborami samorządowymi, jej mąż z hukiem ją opuści. Denerwował ją jego spokój.

W dodatku jej praca w Kancelarii Prezydenta to czysta fikcja. Trudno uwierzyć, by nie zdawała sobie sprawy, że prezydent głównie dlatego złożył jej tę propozycję, że jest to politycznie potężny cios w PO. Sama zaś funkcja nie ma najmniejszego znaczenia. Zwłaszcza że wszyscy pamiętają, że prezydent ma już za sobą pierwszy sprawdzian, jak głęboko obchodzi go sytuacja kobiet - nie spotkał się z pielęgniarkami, więc trudno uwierzyć, że teraz coś się zmieni i nagle zainteresuje się losem pań w Polsce.

Swoim zachowaniem Nelly nie zyskała sobie sympatii. Internet nie jest być może miarodajnym źródłem opinii, ale czytając wypowiedzi internautów, widzę, że nie zostawiają na niej suchej nitki. Tak jak Jan Rokita - często postrzegany jako polityk przemądrzały - swym ostatnim zachowaniem ujął opinię publiczną, tak Nelly straciła. Zgubiła ją nadmierna porywczość, gadatliwość oraz nielojalność wobec męża.