Dzisiaj w Rosji nikt nie myśli o reformach politycznych, o rozwijaniu systemu wielopartyjnego, o budowaniu instytucji i napełnianiu ich treścią. Dzisiaj w Rosji rozwiązuje się taktyczne zadanie: jak Putin ma odejść, żeby nie odejść? Jak ma odejść, żeby potem móc wrócić do prezydentury?
Z pewnością parlament będzie głównym instrumentem w operacji przekazania, a właściwie zachowania władzy, zwiększając możliwości prezydenta dzięki dominującej roli partii w Dumie. Putin liczy na to, że silna partia i rząd dadzą mu wystarczającą siłę, by wpływać na nowego prezydenta. Ale jeśli sprawy potoczą się gorzej, to nie wystarczy.
Putin wróci za cztery lata
Ogłaszając więc, że stanie na czele listy wyborczej Jednej Rosji, Władimir Putin rozpoczął operację zabezpieczania się przed ewentualnym czarnym scenariuszem i utratą wpływu na Rosję. Całkiem prawdopodobne objęcie przez Putina po wyborach funkcji premiera nie będzie zaś oznaczało zmiany rosyjskiego systemu politycznego - jak chcieliby niektórzy komentatorzy. Putin z całą pewnością myśli bowiem o powrocie do prezydentury w 2012 r. Po co miałby zatem zmieniać konstytucję i rozrzedzać władzę prezydenta, zwiększając uprawnienia premiera, skoro po czterech latach wszystko trzeba będzie z powrotem odkręcać?
Putin może po prostu przeczekać te cztery lata bez poważniejszych zmian w systemie politycznym, ale zapewniając sobie maksymalnie duży wpływ na politykę i tworząc zestaw instrumentów, które pozwolą mu hamować ewentualne ambicje swojego następcy na stanowisku prezydenta. Nie będzie wzmacniał parlamentu. Przewidujące taki scenariusz prognozy nie wytrzymują zderzenia z rzeczywistością.
Warunkiem takich przekształceń byłby bowiem silny parlament, zdolny do samodzielnego działania. Taki, w którym są silni politycy zawdzięczający swoje mandaty własnym wysiłkom, a nie czyjemuś wsparciu. Po drugie, potrzebna jest realna wewnętrzna konkurencja między tymi politykami i ich partiami. Niczego takiego nie ma w rosyjskim zgromadzeniu federalnym już dzisiaj, a co dopiero po grudniowych wyborach. Wtedy przecież w parlamencie będzie bezwzględnie dominować Putinowska Jedna Rosja. Wejście Putina na jej listę wyborczą daje gwarancję, że zdobędzie ona konstytucyjną większość. Po to zresztą prezydent zapowiedział swoje wejście na partyjną listę już teraz.
Lojalny następca na pasku Putina
Dominacja w parlamencie to jednak niejedyny warunek, by plan Putina się powiódł. Nowy prezydent zachowa przecież oficjalnie szerokie uprawnienia. W sensie konstytucyjnym to on będzie władcą Rosji. Putin zaś - nawet na stanowisku premiera - będzie musiał wpływać na niego w sposób nieformalny. Aby taki model był skuteczny, nowy prezydent musi być człowiekiem możliwie jak najbardziej lojalnym wobec swojego poprzednika, a przy tym jak najmniej ambitnym. Z punktu widzenia Putina człowiek ten nie może aspirować do prowadzenia własnej politycznej rozgrywki. Mówiąc krótko: nie może zerwać się ze smyczy. Tym bardziej że będzie to zastępca Putina tylko na jedną kadencję. I to w optymalnym wariancie - bo w rzeczywistości może odejść ze swojego stanowiska jeszcze przed upływem czterech lat.
Putin jest dzisiaj w o wiele lepszej sytuacji niż Jelcyn w 1999 r. Borys Nikołajewicz sam miał wówczas niskie notowania i w zasadzie namaszczenie popularnego już w owym czasie Putina było dla niego koniecznością, choć z pewnością wolałby inne kandydatury. Władimir Władimirowicz ze względu na swój wysoki rating może wskazać, kogo tylko zechce. Pokaże człowieka palcem, a naród na niego zagłosuje. Ma więc o wiele większe pole manewru niż Jelcyn.
Oczywiście Putin nigdy nie będzie miał 100 proc. pewności, że następca będzie wobec niego lojalny. Każdy, nawet najbardziej wierny człowiek, może zawieść, zwłaszcza gdy tak ogromna władza znajdzie się w jego zasięgu. Sądzę, że właśnie dlatego zrezygnowano z jednego ze scenariuszy 2008 r. z tzw. moralnym liderem w roli głównej, według którego Putin miał nie zajmować po odejściu z Kremla żadnego oficjalnego stanowiska, ale zostać rosyjskim Deng Xiaopingiem - narodowym autorytetem. Przy takim wariancie element ryzyka byłby zbyt duży, a Putin rozumie to i robi wszystko, by ryzyko utraty kontroli nad sytuacją ograniczyć do minimum.
W 1996 r. Borys Jelcyn poważnie zachorował i musiał poddać się operacji. Na krótki czas, gdy znajdował się pod narkozą, władzę w państwie zgodnie z konstytucją musiał przekazać premierowi Wiktorowi Czernomyrdinowi. Pierwsze pytanie Jelcyna, gdy tylko otworzył oczy, brzmiało podobno: Gdzie jest walizka? Prezydent momentalnie wrócił do rządzenia państwem, bo wiedział, że oddanie władzy nawet na kilka godzin jest ryzykiem. Wie o tym także Putin, dlatego chce się zabezpieczyć, trzymając w ręku partię, parlament, rząd i rozstawiając we wszystkich kluczowych miejscach swoich ludzi.
Putin premierem?
Nie można stwierdzić tego z całą pewnością, ale prawdopodobnie Putin zdecyduje się na objęcie funkcji szefa rządu. Z punktu widzenia jego politycznego wizerunku jest to pewne ryzyko. Ten, który miał pełnię władzy, nagle zajmuje niższe w hierarchii stanowisko. Ale jeśli prezydentem zostanie Wiktor Zubkow, Putinowi będzie łatwiej to przełknąć. Po pierwsze dlatego, że Zubkow jest jego zaufanym człowiekiem i - ze względu na swój wiek i łączącą ich znajomość - cieszy się szacunkiem prezydenta. Młodszy Putin jest realnie silniejszy niż starszy Zubkow, ale formalnie - na publiczny użytek - może się mu podporządkować. W oczach społeczeństwa raczej z tego powodu nie straci.
Jeśli Putin rzeczywiście planuje powrót, wiek Zubkowa jest dla niego dodatkowym zabezpieczeniem. W 2012 r. obecny premier będzie już po siedemdziesiątce, więc akurat w odpowiednim wieku, by przejść na emeryturę. A Putin będzie jeszcze w pełni politycznych sił. Na najbliższe cztery lata Putin i Zubkow mogą więc po prostu zamienić się miejscami. Chociaż formalnie prezydentem będzie figurant, Putin nie pozostawi nikomu wątpliwości, kto jest rzeczywistym liderem. Będzie osobą numer jeden zarówno w polityce rosyjskiej, jak i zagranicznej. Pozostawanie w centrum wydarzeń jest warunkiem, by uniknąć politycznej śmierci i zabezpieczyć sobie możliwość powrotu.
Świat zewnętrzny raczej nie potępi takiego obrotu spraw. Amerykanie już powiedzieli, że jest to wewnętrzna sprawa Rosji. Jestem pewien, że Zachód będzie tolerować wszystko, co się u nas wydarzy, jeśli tylko Putin nie będzie dążył do zmiany konstytucji i do pozostania na trzecią kadencję. Oczywiście trudno oczekiwać zachwytu, ale myślę, że będzie to ciche przyzwolenie. W przypadku scenariusza, który rozważamy, z pewnością krytykę mogłoby wywołać przedwczesne odejście nowego prezydenta i przyspieszone wybory, które znowu wyniosłyby do władzy Władimira Putina. Ale myślę, że wariant, w którym powraca on po czterech latach, nie wywoła wielkiego oburzenia.
Aleksiej Makarkin, rosyjski politolog, zastępca dyrektora moskiewskiego Centrum Technologii Politycznych