Rafał Woś: Co tak naprawdę oznacza bezprecedensowa deklaracja Władimira Putina, że będzie startował w grudniowych wyborach do rosyjskiej Dumy?
Boris Reitschuster*: To jednoznaczny dowód, że Putin podjął najważniejszą dotychczas polityczną decyzję w swoim życiu. Zostaje u władzy, mimo że w 2008 r. kończy się jego druga kadencja w fotelu prezydenta, a obowiązująca konstytucja zabrania mu ubiegania się o urząd po raz trzeci z rzędu.
To, czy będzie dalej prezydentem, premierem czy szefem największej partii w parlamencie, pozostaje na razie sprawą otwartą. Zresztą nie ma to większego znaczenia. Rosja jest młodym państwem - urząd prezydenta nie ma tam bardzo długiej tradycji. Równie dobrze pełnia władzy może przejść w ręce innego organu. Ważne, aby były to ręce Władimira Putina.
Dlaczego Putin nie chce oddać władzy?
Sądzi, że jest niezastąpiony. W ciągu ośmiu lat zbudował w Rosji system, który można określić mianem demokratury. Ta konstrukcja nie przetrwałaby jego odejścia.
Co to takiego ta putinowska demokratura?
To rządy stosunkowo małej kliki zaufanych i wiernych Putinowi urzędników, która kontroluje najważniejsze zasoby polityczne i gospodarcze współczesnej Rosji. Klejnotami koronnymi są posłuszne media i gospodarka ropno-gazowa.
W przeciwieństwie do jelcynowskiej "rodziny", pełnia władzy nad poczynaniami tej kliki spoczywa w rękach prezydenta, który jest jej absolutnym liderem i najwyższym arbitrem. Jest władcą absolutnym, który w nosie ma demokrację.
Jak Putinowi udało się dojść do takiej pozycji?
Putin przejął władzę od schorowanego i skompromitowanego Borysa Jelcyna. To były trudne lata transformacji. Bieda aż piszczała i ludzie winą za całe zło obarczali demokrację, która stała się wręcz negatywnym pojęciem. Otoczenie Jelcyna obawiało się, że wściekli Rosjanie powieszą ich na najbliższej latarni, i żeby się zabezpieczyć, przywrócili do łask radzieckie specsłużby. Nikomu nieznany zaufany KGB-owiec Putin został wybrany do przeprowadzenia tej akcji. Przy pomocy speców od PR skrojono go na miarę. Rosjanie tęsknili za silnym przywódcą, który przywróci im wiarę we własne siły i poda lek na kaca po upadku imperium radzieckiego.
Ale eksperyment szybko wymknął się rodzinie Jelcyna spod kontroli..
Początkowo myślałem, że Putin jedynie w sposób doskonały odgrywa wymyśloną dla niego rolę politycznego twardziela. Sądziłem jednak, że szybko się Rosjanom znudzi. Okazało się tymczasem, że on ma ambicje i własne pomysły na budowę w Rosji silnej i skutecznej władzy. W tym celu po kolei wygaszał kolejne ogniska wolności i demokracji. Stopniowo zniszczył wszystko, co stało mu na drodze do osiągnięcia tego celu.
W którym momencie stało się jasne, że Putin buduje demokraturę?
Decydujący moment to uderzenie w oligarchów, którzy kontrolowali media i intratny przemysł surowcowy. Kiedy za kratki trafił szef Jukosu Michaił Chodorkowski, a wszechpotężny oligarcha Borys Bieriezowski musiał uciekać z kraju, zrozumiałem, że to już nie jest gra. Wiedziałem, że Putin sięga właśnie po pełnię władzy.
Potwierdzeniem tego były wypadki w teatrze na Dubrowce czy w Biesłanie. Te brutalne akcje antyterrorystyczne pokazały, że władza nie ma zamiaru liczyć się już z nikim. Milicja stała się bezwzględna nawet wobec zagranicznych dziennikarzy. Sam doświadczyłem tego na własnej skórze.
Uważa pan, że Putin zupełnie świadomie zdecydował się na twardy antydemokratyczny kurs. Właściwie dlaczego?
Taka jest jego filozofia władzy. Putin wielokrotnie mówił publicznie, że jego zdaniem nigdzie na świecie nie ma czegoś takiego jak krystalicznie czysta demokracja. To punkt widzenia starego cynicznego KGB-owca, dla którego manipulacje i nadużywanie władzy to chleb powszedni. Oni po prostu tak zostali wychowani. To pokolenie, które wyrosło na leninowskiej wizji demokracji niebędącej niczym innym jak walką o zdobycie władzy, a następnie znalezieniem sposobu, jak jej nie oddać.
Putin jest święcie przekonany, że zachodni liderzy postępują dokładnie tak samo, tylko mają po prostu skuteczniejszy aparat i bogatsze doświadczenia w manipulowaniu mediami czy wyborcami. Gdy Bush, Merkel czy Sarkozy wytykają mu Czeczenię, jest przekonany, że wcale nie chodzi im o żadne prawa człowieka, tylko szukają pretekstu, by podminować mocarstwowe aspiracje jego Rosji i przypodobać się własnym wyborcom.
Jak to możliwe, że przez osiem lat nikt ani na moment nie zagroził władzy i pozycji Putina?
Żaden konkurent nie miał szans. Putin kompletnie odciął ich od mediów: głównie telewizji, która dla 70 proc. Rosjan jest jedynym źródłem wiedzy o otaczającym ich świecie. To niewiarygodne, ale w rosyjskiej telewizji od miesięcy trwa niekończący się show pod tytułem "Władimir Putin Superstar". Czasem można trafić na dyskusję publicystyczną, w której jeden z ekspertów zwraca uwagę na to, że zasługą prezydenta Putina są na przykład... poprawiające się w Rosji wskaźniki urodzeń. I nikt z uczestników nie ośmieli się nawet zachichotać.
A co z konkurentami wśród najbliższych współpracowników? Historia zna przecież władców absolutnych obalanych na drodze przewrotu pałacowego.
Nic z tych rzeczy. Wokół Putina są jedynie tacy politycy, którzy w żadnej normalnej demokracji, gdzie panuje jako taka konkurencja, nie mieliby najmniejszych szans. To ludzie bez charyzmy i bez własnych pomysłów. Tacy jak przewodniczący Dumy Borys Gryzłow czy wicepremier Dimitrij Miedwiediew.
Oczywiście były też postacie większego formatu jak Borys Niemcow czy Irina Hakamada, ale wciąż lądowały im pod nogami kłody. Proszę sobie wyobrazić bieg na sto metrów. Dziesięciu zawodników, strzał startera i nagle okazuje się, że jeden ze startujących ma na plecach rakietę z turbodoładowaniem, a inni biegną z zawiązanymi nogami. Tak wygląda dziś krajobraz polityczny w Rosji. Choć właściwie nie. W Rosji nie ma dziś już żadnego krajobrazu politycznego. Kiedyś było w Rosji 80 - 90 mln wyborców, dziś jest tylko jeden wyborca... Władimir Putin. Całe życie polityczne rozgrywa się dziś w głowie prezydenta.
Czy to nie przesada?
Podam przykład. Kilka tygodni temu prawie nikt w Rosji nie słyszał o Wiktorze Zubkowie. 14 września Putin mianował go premierem. I nagle wszyscy się prześcigają w peanach na cześć "świetnego fachowca Zubkowa".
Mówi pan, że putinowski aparat to same miernoty. A jak w takim razie wytłumaczyć fakt, że Rosja przeżywa gospodarczy boom, a państwo funkcjonuje coraz sprawniej?
W tym rzecz. Bo system wcale nie funkcjonuje sprawnie, a Rosja żyje na kredyt. Kiedy tylko spadną ceny ropy i gazu, nadejdzie szok.
Rosja jest dziś jak dziurawy garnek, do którego leje się silny strumień wody. Garnek jest wciąż pełny, ale co się stanie, gdy ciśnienie wody spadnie? To prawda, że Rosjanie się bogacą. Ale miarą stabilności kraju wcale nie jest konsumpcja, ale zachowanie równowagi społecznej. A od tego dzisiejsza Rosja jest jak najdalsza. Gdyby dziś coś się Putinowi przytrafiło albo spadły ceny ropy i gazu...
Co wtedy?
Krach i nowa wielka smuta. Gorsza nawet niż w czasach Jelcyna. Rosja jest jak statek. Za Jelcyna marynarze byli to skłóceni, to pijani. Ale kiedy nadszedł sztorm, każdy wiedział, że musi zakasać rękawy i walczyć z kataklizmem. A u kapitana Putina nikt nie odważyłby się nawet poruszyć. Każdy, stojąc po pas w wodzie, patrzyłby tylko pytająco na kapitański mostek. Na razie jednak morze spokojne, więc i na pokładzie panuje pozorny porządek.
*Boris Reitschuster - korespondent niemieckiej prasy i pisarz, od 1990 roku mieszkający w Moskwie. Autor wielu książek o współczesnej Rosji, w tym wydanej po polsku "Władimir Putin. Dokąd prowadzi Rosję"