Służby były legalne i Kowal mógł sobie z nimi współpracować. Problem jest gdzie indziej. Poseł wywodzi się z obozu politycznego, który uznał WSI za organizację przestępczą. Jarosław Kaczyński od początku lat 90. uzasadniał, że służby wojskowe to jeden z najpoważniejszych problemów dla polskiej demokracji i że oplotły one szarą siecią najważniejsze instytucje państwa. A teraz wychodzi na jaw, że młoda gwiazda PiS miała związki z tymi służbami. Co gorsza, okazuje się, że najważniejsi ludzie w partii Kaczyńskiego wiedzą o tym od dawna. Wie prezydent, wie minister od tajnych służb i weryfikator WSI ze swymi przybocznymi. Ale sprawa jest zamiatana pod dywan. Nie ma o niej wzmianki w raporcie Macierewicza. Czy gdyby Paweł Kowal był z SLD albo z Platformy, to trafiłby do raportu? Jesteśmy gotowi założyć się, że byłby w nim umieszczony.

Reklama

Naszym zdaniem na prezydencie i władzach PiS ciążył moralny obowiązek, żeby ujawnić kontakty swoich ludzi z wojskowymi służbami. Skoro byli pryncypialni wobec innych, powinni być tacy sami wobec siebie. Andrzej Grajewski czy Jerzy Marek Nowakowski, "odpaleni" w raporcie, mają dziś prawo zadać proste pytanie: dlaczego my, a nie on? Czy dlatego, że mieliśmy gorsze kontakty z Lechem Kaczyńskim niż Paweł Kowal?

PiS dostaje dziś z armaty, którą kiedyś samo ustawiło. Politycy Prawa i Sprawiedliwości chcieli strzelać do oficerów WSI i tych którzy z nimi współpracowali. Jednak okazuje się, że cele były starannie dobierane. Strzelano chętnie, ale jak widać nie do wszystkich.

Zresztą to nie pierwszy przypadek. Niejasności były już wcześniej. Pisaliśmy w DZIENNIKU o tym, że z ostatecznej wersji raportu Macierewicza wycięto pewne nazwiska. Do dziś nie zostało przekonująco wyjaśnione, co kierowało prezydentem, który dokonał tych korekt w ostatniej chwili: bezpieczeństwo państwa czy też interes partii?

Reklama

Sprawa Pawła Kowala jest smutna. Nie wiadomo, jak jego partia zareaguje na doniesienia o jego kontaktach z oficerem WSI, na to, że podpisał zobowiązanie do zachowania tajemnicy, i na to, że był traktowany przez te służby jako tajny współpracownik "Pallad". Być może będzie to kres kariery tego polityka. Szkoda, bo Kowal był sprawnym wiceministrem spraw zagranicznych i jest dobrym znawcą spraw wschodnich.

Być może jednak Kowal przetrwa. Ale pod warunkiem, że jego koledzy z partii zmienią zdanie i stwierdzą, że rzeczywistość, nawet ta związana z tajnymi służbami, nie jest tak bardzo czarno-biała.