"Bracie, tam naprawdę nie ma co jechać" - powiedział pośrednik wciskając z powrotem zwitek banknotów. Sam nie mógł uwierzyć, że wojskowy odmówił. Bardzo ważny pułkownik, który do tej pory mógł tu zrobić niemal wszystko, nie chciał słyszeć o pieniądzach.

Reklama

Rozsądek przeważył nad chciwością. Prawdopodobieństwo porwania lub zabicia cudzoziemca, jak oszacował, było zbyt wysokie. Gdyby doszło do nieszczęcia, zapłaciłby za to karierą. Talibowie w Pakistanie stali się bowiem realną siłą militarną. Z powodzeniem stawiają czoła armii rządowej i urządzają głębokie wypady w głąb sąsiedniego Afganistanu.

W grudniu wszystkie ruchy zbrojne pogranicza zjednoczyły się w liczną i sprawną organizację. Jeśli to rzeczywiście rebelianci porwali Polaka, a jest to bardzo prawdopodobne, nasi negocjatorzy będą mieli twardy orzech do zryzienia.

Talibowie postawili żądania polityczne, główne z nich to uwolnienie bojowników przetrzymywanych przez włądze. Od półtora miesiąca na pograniczu afgańskim armia rządowa toczy ciężkie walki z rebeliantami, głównie w regionie Bajaur. Wygląda na to, że właśnie tam jest przetrzymywany Polak. Obie strony straciły w bojach setki ludzi, około pół miliona cywili uciekło z terenu walk. To nie lokalne potyczki, inżynier przypadkiem znalazł się w śrdku wojny. A my wraz nim.

Reklama